Proroctwa Pisma Świętego zapowiedziały, że Zbawiciel świata narodzi się w judejskim miasteczku Betlejemie. Proroctwo o "siedemdziesięciu tygodniach" łaski dla narodu wybranego (Dan. 9:24-27) orientowało Żydów w czasie, kiedy to wspaniałe i oczekiwane przez cały naród wydarzenie nastąpi. We wskazanym miejscu i wskazanym czasie Zbawiciel się narodził, według czasu wystąpił z misją, według czasu umarł i zmartwychwstał, a pomimo to cały ten jedyny we wszechświecie epizod spotkał się z zawodem, rozczarowaniem i brakiem wiary. Jaka była tego przyczyna?
Plan zbawienia ludzkości, objawiony Abrahamowi, zapowiadał: "W potomstwie twoim błogosławione będą wszystkie narody ziemi" (Dzieje Ap. 3:25). Z Pisma Świętego wynika, że duchowym potomstwem Abrahama jest kompletny Chrystus, Jezus Chrystus, jako Głowa oraz Jego "małe stadko", Kościół, jako Jego Ciało. Wybór tego potomstwa, przyszłych "królów i kapłanów" świata (Obj. 20:6), nie byłby możliwy w warunkach przyjaznych, gdyby nie okrywała go głęboka tajemnica. Tylko powszechne niezrozumienie, wrogość świata, zaciekłość szatańska usiłująca pokrzyżować Boskie plany, zapewniły odpowiednie warunki do rozwinięcia, doświadczenia i wypróbowania wierności klasy, którą Bóg zamierzył wywyższyć do tak wielkiego dzieła i zaszczytów. W tej sytuacji, powiernikiem "tajemnicy zakrytej od wieków" mieli być wyłącznie uczestnicy wysokiego powołania, "Izraelici prawdziwi". Odkrycie tej tajemnicy przed całym światem zostało odłożone do czasu skompletowania klasy duchowego potomstwa Abrahama. Po osiągnięciu kompletu, 144 tysięcy, Boski restytucyjny plan błogosławienia wszystkich narodów ziemi miał się stać wiadomy wszystkim ludziom i z całą mocą wejść do realizacji.
Zgodnie z powyższym, przez cały ewangeliczny wiek Boska opatrzność czuwała, aby dzieło wyboru Kościoła pozostawało w ukryciu. Zbawiciel świata, przyszła Głowa tego Kościoła, urodził się w ubogiej stajence betlejemskiej a następnie dorastał we wzgardzonym Nazarecie. Gdy w wieku dojrzałym wystąpił z misją, Jego nauczanie całkowicie zawiodło oczekiwania narodu wybranego i jego przywódców. Czego innego spodziewali się po Mesjaszu. Nawet Jego liczne cuda, budzące najwyższe zdumienie szybko szły w niepamięć, zwłaszcza że sam Pan zaraz uchodził, by nie nabrały one rozgłosu. Nie przyszedł bowiem aby teraz zostać królem, lecz aby życie położyć jako okup za świat ludzkości. Na koniec, odrzucony przez swój naród, wzgardzony i okropnie zmaltretowany zawisł na krzyżu jako bluźnierca pomiędzy pospolitymi łotrami. Przed śmiercią Pan ostrzegł swoich naśladowców, że ich droga ścisłego wypełniania woli Bożej będzie mniej lub bardziej podobna do Jego własnej.
I tak też faktycznie było. Przez cały Wiek Ewangelii byli oni prześladowani, wypędzani i zabijani, traktowani "jak śmiecie tego świata, jak omieciny u wszystkich". Główna nienawiść pochodziła od kościołów, wpierw żydowskiego, a potem chrześcijańskiego. Właśnie w tych odpadłych kościołach Szatan znajdował najliczniejsze grono swoich zaślepionych sług do gaszenie światła, którym przyświecali prawdziwi święci.
Z początkiem siódmego tysiąca lat nastał świt drugiej niewidzialnej obecności Jezusa Chrystusa. Celem tej obecności jest ustanowienie na ziemi Królestwa Bożego. Boska opatrzność obrała Stany Zjednoczone jako miejsce, gdzie ten fakt miał być ogłoszony. Ten wolnościowy kraj stał się ośrodkiem rozpowszechniania Prawdy na czasie, z którego światło o celu, sposobie i czasie obecności Chrystusa promieniowało na cały świat. Od tej chwili, Prawda, jako symboliczny sierp, zaczęła oddzielać pszenicę, prawdziwy Kościół, od kąkolu, czyli wyznawców tylko z nazwy. W warunkach nasilającego się ucisku klasa kąkolu miała być ostatecznie "spalona", czyli pozbawiona złudzeń, że jest prawdziwym kościoła Jezusa Chrystusa. Tymczasem Kościół prawdziwy, skompletowany, wywyższony i połączony w niebiańskiej chwale ze swoją Głową, miał stać się słońcem tysiącletniego Dnia Chrystusowego, darzącym przywracaną do życia ludzkość zdrowiem, życiem i wszystkimi błogosławieństwami Restytucji (Mat. 13:43; Mal. 4:2).
Zgodnie z Boską zasadą, obowiązującą przez cały Wiek Ewangelii, ten nowopowstały w Ameryce ośrodek prawdy Bożej otaczała od początku aura Nazaretu. Niemniej jednak, głoszone nauki ściśle oparte na Piśmie Świętym były tak wspaniałe w swej prawdziwości, że wywierały ogromny wpływ na szczere chrześcijańskie serca. Ponad dwa tysiące amerykańskich gazet zamieszczało regularnie artykuły przywódcy badaczy Biblii, Charlesa Taze Russella, co wskazywało na duże zainteresowanie amerykańskiego społeczeństwa, dużo bardziej religijnego niż dzisiaj. Nic w tym dziwnego. Wszak był to głos prawdy samego Pana, obecnego po raz wtóry.
Do pewnego stopnia była to sytuacja podobna do spontanicznej reakcji żydowskich tłumów na słowa Pana podczas Jego pierwszego przyjścia. "Gdy Jezus dokończył tych słów, zdumiewały się tłumy nad nauką jego. Albowiem uczył je jako moc mający, a nie jak nauczeni w Piśmie" (Mat. 7:29). Zazdrosna elita żydowska, kapłani i faryzeusze nie mogli tego znieść i kazali Pana aresztować. Jednak ich słudzy, zauroczeni mową Pana Jezusa, nie byli w stanie wykonać rozkazu. Mówili: "Nigdy jeszcze człowiek tak nie przemawiał, jak ten człowiek mówi" (Jan 7:46). Ten niezwykły człowiek, wypowiadający słowa niezrównanej mądrości, potwierdzający swe nauki nadzwyczajnymi cudami, nie uznawał żydowskiej elity za prawdziwych przywódców narodu i nie chciał się do niej przyłączyć. Poza tym pochodził ze Nazaretu, wzgardzonej Galilei, skąd prawie nikt z proroków się nie wywodził. Sprzysięgli się zatem aby Go zniszczyć. Jednak "prawdziwi Izraelici", jak Natanael, umieli w Jezusie rozpoznać Mesjasza, pomimo obiegowej opinii, "Czy z Nazaretu może być coś dobrego?" (Jan 1:46).
Podobnie, osiemnaście stuleci później, "prawdziwi Izraelici" w Stanach Zjednoczonych rozpoznali Mesjasza, wcale nie zrażeni faktem, że Jego wtóre przyjście ogłaszają zwykli ludzie z peryferii chrześcijaństwa, którzy nie są ani wyświęconymi duchownymi, ani doktorami teologii. Pan Bóg tak właśnie zamierzył, aby centrum prawdy na czasie stało się współczesnym Nazaretem, budzącym odrazę dzisiejszych kapłanów, faryzeuszy i nauczonych w piśmie. Wszyscy przywódcy protestantyzmu, nie mówiąc o szczególnie zaślepionym klerze katolickim, zupełnie zignorowali młodego człowieka, bez święceń, bez teologicznego wykształcenia, z zawodu zwykłego kupca, który ośmielił się głosić im o drugim przyjściu Chrystusa.
Ale właśnie tego młodego człowieka, C. T. Russella użył Pan Bóg za narzędzie do zdemaskowania nominalnego chrześcijaństwa jako pełen demonów Wielki Babilon oraz wywołania stamtąd swego ludu, "prawdziwych Izraelitów" (Obj. 18:1-4). Po usłyszeniu głosu Pana zaczęli oni gromadnie opuszczać sekty nominalnego chrześcijaństwa, wywołując tym większy gniew i nienawiść jego duchowych przywódców.
Poniższy urywek z Watch Tower dowodzi, że nawet sama młoda państwowość Stanów Zjednoczonych, z jej burzliwym okresem powstawania, utrudniała niektórym chrześcijanom przyjęcie prawdy na czasie pochodzącej z tego kraju (W.T.1889; R-2418).
"Odpowiedź Natanaela, 'Czy z Nazaretu może być coś dobrego?', przypomina nam o istniejącym obecnie uprzedzeniu w stosunku do pewnych kręgów, czy należy stamtąd spodziewać się dobrych rzeczy czy też nie. Na przykład kilku naszych angielskich przyjaciół mówi nam, że kiedy ich uwaga została po raz pierwszy skierowana na obecną prawdę, skłonni byli ją zlekceważyć i uważać za niewartą specjalnego badania, po prostu dlatego, że pochodziła z Ameryki. Choć bowiem mogli spodziewać się wielu przydatnych rzeczy pochodzących z Ameryki, wytworów 'umiejętności jankesów', to jednak nie mieli jakiegokolwiek oczekiwania, że z Ameryki pojawi się jakieś nowe światło z Pisma Świętego. Zdawali się wyobrażać sobie, że tam każdy dla majątku oddaje się oszukaństwu i tropieniu skandalizujących informacji. W konsekwencji byłoby to jedno z ostatnich miejsc w chrześcijaństwie, w którym Pan spowodowałby zajaśnienie światła żniwa dla błogosławienia Jego ludu. Niewątpliwie przeszkodziło to wielu cudzoziemcom w badania prawd, które są teraz pokarmem na czas słuszny dla domu wiary. Ameryka jest dla nich Nazaretem i z tego regionu oni niczego nie oczekują.
Podobnie jest z innymi, gdy pytają, która denominacja popiera te religijne nauczania? Kiedy dowiadują się, że żadna sekta lub partia nie poparła tych rzeczy i że niewielu wielkich, bogatych lub mądrych w jakikolwiek sposób okazało zainteresowanie, mówią do siebie, jeżeli nie do drugich: Czego mógłbyś oczekiwać? – Czy z Nazaretu może być coś dobrego? Niemniej jednak, wszyscy ci, którzy mają charakter w rodzaju Natanaela, 'Izraelici prawdziwi, w których nie ma żadnego podstępu', znajdą wystarczający powód dla badania i w trakcie badania znajdą dostateczne dowody, by ich zadowolić – 'jak nic innego nie byłoby w stanie'. Nasza odpowiedź na wszystkie takie sprzeciwy powinna być jak ta, której udzielił Filip, 'Chodź i zobacz' – przetestuj, zbadaj, udowodnij dla siebie (…)
* * *
Przywódca proroczego ruchu badaczy Biblii w USA, C.T. Russell, na krótko przed śmiercią doszedł do wniosku, że na tym etapie Pan najwidoczniej nie zamierza udzielać dalszego światła. Wykluczył więc napisanie siódmego tomu Wykładów Pisma Świętego, uznając wizje Objawienia za rozpoznane jedynie częściowo. Za klucz do zrozumienia całej tej Księgi uważał jej tajemniczy rozdział siedemnasty. Brak tego klucza kazał mu odłożyć wydanie ostatniego tomu do przyszłości. "Może go napisać ktoś inny" – powiedział. Kwestia ta jest kłopotliwa dla wszystkich tych, którzy uważają, że symboliczną gwiazdą w ręce Pana, posłańcem do siódmego okresu rozwoju Kościoła, Laodycei, był wyłącznie brat Russell.
Ci, którzy nie przejawiali podobnej rozwagi, aby poczekać na ostateczne światło od Pana, mnożyli liczne komentarze do księgi Objawienia, różne jedne od drugich. To powiększało jedynie zamieszanie, utrwalało błędne kierunki rozumowania i osłabiało nadzieję, że prawdziwy siódmy tom ujrzy światło dzienne.
Byli jednak tacy, którzy na to końcowe światło z wiarą i ufnością czekali. Podstawą do takiego oczekiwania były instrukcje, przestrogi i obietnice księgi Objawienia przeznaczone dla członków klasy Jana żyjących tuż przed epifanią Pańskiej paruzji. Całe Pismo Świętym jest ogromnej wagi, a jego ostatnia księga niejako wieńczy całość wspaniałą wizją skończonego dzieła Odkupienia ludzkości. Jest to specjalne objawienie rzeczy przyszłych, pochodzące od Ojca, dane Synowi, aby Syn, w ostatecznym czasie przekazał je swoim naśladowcom. Pełne zrozumienie tej księgi musiało więc nastąpić, prędzej czy później. Pozostawało tylko otwartą kwestią, gdzie to końcowe światło się pojawi, bowiem Prawda rozpaliła ogniska wiary ludu Bożego w wielu rejonach świata. Czy miało się ono pojawić znowu w Stanach Zjednoczonych, ziemi osłanianej skrzydłami Pańskiej opatrzności, skąd na cały świat posyłane były "łodzie z papirusu" z duchowym pokarmem dla wszystkich zgłodniałych dusz (Izaj. 18)?
Prawda na czasie rozeszła się z tego kraju po całym świecie i rozwinęła liczny zastęp wiernych dzieci Bożych. Po rozczarowaniu 1914. roku i śmierci C.T. Russella, prawdziwie Pańskiego pasterza, owce zaczęły się rozpraszać. Przy braku jego autorytetu i braku wyraźnej wizji przyszłości, pierwotną gorliwość zastąpił letni duch Laodycei. W dużej mierze przyczynił się do tego wielki dobrobyt, jakiego Amerykanom przysporzyły obie wojny światowe. Niewątpliwie tamtejsze środowisko badaczy Biblii wniosło bardzo cenny wkład w segregowanie i katalogowaniem bogatej spuścizny duchowej po ich duchowym przywódcy. Jego dorobek wielce ułatwia studia biblijne całemu domowi wiary. Jednak szereg nowych komentarzy, które później tam się pojawiły i pojawiają nie wniosły dalszego światła. Powszechna dezorientacja duchowa tego środowiska i podział na liczne stronnictwa jest wyraźnym dowodem, że rozdział żniwa lat 1874-1914 spełnił swoje zadanie i wraz ze śmiercią brata Russella został zamknięty. Powstała nowa sytuacja w oczekiwaniu na ostateczne światło od Pana.
Zapewne wielu w tym kraju zachowało wiarę w cel i sposób wtórego przyjścia, ale na ogół zwątpiono, że czas tego przyjścia został właściwie rozpoznany. Niektórzy śmiałkowie osądzili, że przyjęta przez brata Russella chronologia 6.000 lat (do roku 1874) była tylko czymś prowizorycznym, co można na własną rękę poprawiać, łatać, czy całkiem nicować. Przykładem mogą być tłumaczone (niestety) na język polski wydawnictwa amerykańskiego autora, pt. "Czas i proroctwa" oraz "Strumień Czasu", w których usiłuje on udowodnić, że w siódme tysiąclecie wejdziemy dopiero z rokiem 2043. W zamian daje namiastkę wtórej obecności Pana, twierdząc, że wprawdzie rok 1874 zaznacza Jego przyjście do kościoła Laodycei (po 1335 "dniach" Daniela), ale nie rozpoczyna on wcale tysiącletniego dnia Sabatu oraz Jubileuszu dla świata, jak dowodził tego brat Russell.
Wiarę w prowadzenie ludu Bożego prawidłowym rozpoznaniem czasu zastąpiło przytaczanie mądrości świeckich historyków, które Pan Bóg obróci wkrótce w głupstwo i hańbę. Dezorientacja pod względem czasu i brak autorytetu sługi Pańskiego, który by dawał pokarm na czas słuszny sprawiły, że wielu zabrało się do pisania, aby wyjaśnić po swojemu, jak należy rozumieć rozwijanie się planu Bożego. Smutnym tego przykładem są artykuły amerykańskiego pisma "Herald", którymi karmiony jest regularnie dom wiary w Polsce. Coraz mniej w tym piśmie widać ducha Bożego a coraz więcej ludzkich spekulacji. Pismo to nie tylko propaguje fałszywą chronologię, nie tylko odchodzi coraz bardziej od doktryn Pisma Świętego wyjaśnionych przez brata Russella, ale coraz częściej publikuje artykuły, które są wytworem swobodnych przypuszczeń i bujnej wyobraźni. Czy to ma być duchowy pokarm dla wzmocnienia Pańskiego ludu?
Wyraźnie widać, że dawny ośrodek Prawdy na czasie, skromny Nazaret, stopniowo przestał nim być, a tracąc swoją duchowość, zaczął bardziej przypominać dawną Judeę ze świetną przeszłością, która przeminęła. O dawnych Żydach w Judei zostało powiedziane, że "w kontakcie z pretensjonalnym formalizmem służby świątynnej, kapłanami w olśniewających szatach i świątynią wspanialszą niż ta z czasów Salomona, mniej byli skłonni słuchać oferty o duchowym królestwie". Dzisiejsza Judea, stała się niejako spadkobiercą sławnej przeszłości, dysponuje bogatą spuścizną po działalności brata Russella. Jednak ogólnie rzecz biorąc duchowe braterstwo za oceanem zignorowało światło Prawdy, które rozbłysło we współczesnym Nazarecie. Gdzie ten ostatni Nazaret został ustanowiony? Po upływie półwiecza od śmierci pastora Russella okazało się, że wybór Pańskiej opatrzności padł na Polskę, jeden z najbardziej katolickich krajów Europy. Czyż nie jest ten kraj postrzegany przez świat protestancki jako współczesna "Galilea pogan"?
W szczerych opiniach zagranicy, ani sama Polska, ani jej obywatele, nie cieszą się dobrą reputacją. Historia wyjaśnia przyczyny takiego stanu rzeczy. Kraje, które przyjęły idee Reformacji ogromnie przyspieszyły swój postęp cywilizacyjny. Tymczasem w Polsce, w wyniku zwycięstwa kontrreformacji zapanował zastój, wstecznictwo i zabobon. Nic zatem dziwnego, że obywatele tego dużego, liczącego się w Europie kraju, wciąż ogłupiani przez kler katolicki, zaczęli stopniowo stawać się służącymi krajów rozwiniętych. To właśnie Polacy, obok przedstawicieli innych katolickich krajów, jak Irlandia i Włochy, wciąż zasilali, i nadal zasilają, rzesze niskokwalifikowanych, mało płatnych poszukiwaczy pracy za granicą. Polacy przywykli do tego rodzaju zależności od obcych. O tego rodzaju utracie godności świadczy choćby fakt, że byli i są nadal skłonni chlubić się swoją służalczą postawą wobec papiestwa, nie widząc w nim głównego sprawcy nieszczęsnego losu Polski. Demoralizację narodu pogłębiły zabory i dwie niszczycielskie wojny światowe, po których trzeba było wszystko zaczynać od początku. To te głównie okoliczności uformowały stereotyp Polaka za granicą jako pijaka, złodzieja i kombinatora. Naród niby żarliwie religijny, a w rzeczywistości jest to "lud pogrążony w mroku" katolickiego, pogańskiego przesądu.
Czyż więc Polska nie mogła sprawiać wrażenia, że stanowi "jedno z ostatnich miejsc w chrześcijaństwie, w którym Pan spowodowałby zajaśnienie światła żniwa dla błogosławienia Jego ludu"? A jednak w tym kraju upodobało się Panu przeprowadzić ostatnią fazę szerokiego żniwa, którą dla jasności można umownie nazwać żniwem szczególnym. O tym szczególnym żniwie mówią przypowieści o pszenicy i kąkolu oraz wizja Objawienia 14:14-20. Na początku szerokiego żniwa, którego ramy wyznacza długość żniwa żydowskiego (29-70-135) i które rozpoczęło się wraz z drugim przyjściem Pana (1874), pszeniczne pole z przypowieści nie dojrzało jeszcze do ostatecznego rozdziału a niewód ewangelicznej sieci nie został jeszcze wtedy wyciągnięty na brzeg. Ale ten fakt stał się oczywistością dopiero po stu latach. Prawdziwą i dojrzałą pszenicą, dobrymi rybami w końcu Wieku Ewangelii jest wyłącznie "małe stadko" – 144.000 powołanych, wybranych i wiernych.
Warunki tego szczególnego żniwa u samego końca Wieku Ewangelii wykazują pewne podobieństwo do warunków jego początku. Na początku tego wieku wypełniły się słowa proroka Izajasza, że najpierw zostaną oświeceni mieszkańcy Galilei: "Lud pogrążony w mroku, ujrzał światłość wielką, i tym, którzy siedzieli w krainie i cieniu śmierci, rozbłysła jasność. Odtąd począł Jezus kazać i mówić: Upamiętajcie się, przybliżyło się bowiem Królestwo Niebios" (Mat. 4:13-17). Ogromna większość cudów Pana Jezusa i głoszonych przez Niego nauk miała miejsce właśnie wśród mieszkańców Galilei.
Wielkie światło działalności Pana zapłonęło najprzód w Kafarnaum, Nazarecie i innych głównych miastach Galilei, "wynosząc je aż do nieba". Użyta przenośnia mówi o wielkim honorze i przywileju, jakiego dostąpiły (Mat. 11:20-24). Tym sposobem Galilejczycy, bezpośredni świadkowie słów i cudów Pana Jezusa stali się bardziej odpowiedzialni niż wielu ich braci z Judei, bardziej religijnych, bardziej oświeconych ale i bardziej opanowanych przez kapłanów. W Judei cuda i nauki naszego Pana miały charakter raczej sporadyczny.
Z pewnością byli w Galilei tacy, których otrzymane światło pobłogosławiło i zgromadziło w poczet Bożych wybrańców, ale miasta, które nie pokutowały legły w gruzach, strącone do "hadesu", czyli niebytu.
Czy tę sytuację da się przełożyć na dzisiejszą umowną relację pomiędzy amerykańską "Judeą" i polskim " Nazaretem"?
Od świtu drugiej obecności Chrystusa, wśród badaczy Pisma Świętego w USA, miało miejsce wspaniałe odsłonięcie Planu Bożego i proroctw. Pan stanął u drzwi, zakołatał i wszystkich chętnych nauczał Prawdy na czasie. Jego nauki oraz wypełniające się proroctwa miały nie mniejszą wagę, niż nauki i cuda podczas Jego pierwszej misji. Przytoczmy choćby dwa wielkie cuda. Czyż nie było cudem, że w ściśle ustalonym czasie (1878) łaska Boża zaczęła wracać do narodu wybranego, który na kilkanaście stuleci przestał w ogóle istnieć, a w swoim rozproszeniu był straszliwie prześladowany i poniewierany przez inne narody? Czy nie było też cudem, że w dokładnie przepowiedzianym czasie wygasły "Czasy Pogan" (1914), wybuchła wielka wojna i potęga władz tego świata zaczęła się kruszyć? Jak się jednak okazało, główna obfitość tych proroczych cudów miała przyjść później. Z łaski Bożej brat Russell wyjaśnił bardzo szeroki wachlarz proroctw dotyczących zakończenia się Wieku Ewangelii. Jednak nie zdążyły się one wypełnić do 1914 roku, jak mniemał, i nie wypełniły dziesiątki lat po nim. Dlaczego?
Nie uformowała się jeszcze końcowa sceneria polityczna do ich wypełnienia. Nie doszedł jeszcze do władzy i ogólnoświatowych wpływów potężny blok komunistyczny, któremu pozwolono mieć "moc nad czwartą częścią ziemi" (Obj. 6:8). Inaczej mówiąc, swoją tetrarchię musiał otrzymać współczesny Herod (syn bohaterski) Antypas (przeciwny ojcu) Tetrarcha (panujący nad czwartą częścią). W skład tetrarchii tamtego Heroda wchodziła Galilea i Perea. Tak jak znaczenie historycznego Heroda Antypasa przywabiło ambitną Herodiadę, która dla niego porzuciła swego męża Filipa, podobnie Kościół Rzymsko-katolicki związał na końcu swoje polityczne plany z blokiem socjalistycznym (wschodnia polityka Agostino Casaroliego). To głównie pod wpływem tego kościoła dzisiejszy Herod stracił cechy "syna bohaterskiego", przestał być walecznym rewolucjonistą, a zainicjował politykę Antypasa, przeciwną ojcom (Marksowi i Leninowi). Pod władzą tego tetrarchy znalazł się prorok Boży Jan Chrzciciel (ostatni członkowie prawdziwego Kościoła), który napiętnował jego cudzołożny związek. Zapłacił za to życiem. W morderczą zmowę została uwikłana córka Herodiady, Salome (obraz na Federację Kościołów).
* * *
Opisane wyżej warunki nie mogły zaistnieć nigdzie indziej, jak tylko we współczesnej Galilei, gdzie spotkały się w propagandowym współdziałaniu dwa potężne systemy: Blok socjalistyczny (Herod) oraz Kościół Rzymsko-katolicki (Herodiada). W tym wschodnim rejonie Europy miały dokonać się końcowe cudowne działania naszego Pana i to w ściśle określonych ramach czasowych: 1977-1981-1984. Pan postawił swoich naśladowców w centrum mających się dokonać proroczych wydarzeń, konkretnie w Polsce. Ci naśladowcy mieli zobaczyć te wydarzenia z bliska i wydać o nich świadectwo "przed wieloma ludźmi, narodami, językami i królami" (Obj. 10:11). W innych rejonach świata wydarzenia te nie były tak wyraźnie widoczne, co umniejszało odpowiedzialność, ale w "Kafarnaum", "Nazarecie" i innych miastach polskiej Galilei widać je było doskonale. Odpowiednio wcześniej, Pan zapowiedział, że w roku 1977 drzwi Wysokiego Powołania zostaną zamknięte, a wiosną 1981 roku nastąpi połączenie Pana z Kościołem w chwale i rozpocznie się Ucisk Wielki, anarchia. Swoją zapowiedź Pan potwierdził przysięgą (Obj. 10:5-7; Dan. 12:7). Zewnętrznymi znakami, towarzyszącymi obu tym Boskim decyzjom miały być liczne cuda wypełniających się proroczych wydarzeń.
Przypomnijmy dwa główne cuda-znaki, które każdego szczerego i nieuprzedzonego badacza Biblii powinny przekonać, że "małe stadko" zostało zapieczętowane i uwielbione, a tym samym Wiek Ewangelii w jego zasadniczym zarysie dobiegł końca.
Znak końcowego wyniesienia i upadku Kościoła Rzymsko-katolickiego
Pismo Święte zapowiedziało, że z końcem Wysokiego Powołania zaistnieją na świecie takie warunki i wyłonią się takie systemy, że ich łączny wpływ spowoduje oddzielenie prawdziwego Kościoła od wszystkich innych klas. Przede wszystkim miała się nasilić aktywność kościołów, zwłaszcza katolickiego, w czynnym popieraniu władców świeckich w wysiłkach ratowania świata przed anarchią. Kościół Rzymsko-katolicki w jego końcowej działalności przedstawia wizja Objawienia w postaci nierządnicy siedzącej na czerwonej bestii (rozdział 17).
Bestia przedstawia twór państwowy, który poddał się pod wpływy i przewodnictwo kościoła. Wizja następnego rozdziału porównuje końcowe wyniesienie kościoła katolickiego do kamienia uniesionego na chwilę w górę, a następnie ciśniętego w morze (rozdział 18). Pismo Święte wyznaczyło ścisłe ramy dozwolenia Bożego na współczesny triumf papiestwa – zaledwie czterdzieści dwa miesiące, od jesieni 1977 do wiosny 1981 roku (Obj. 13:5). Po tym krótkim okresie powodzenia Kościół Rzymsko-katolicki miał spadać z wyżyn politycznej popularności i być ostatecznie wrzucony w morze wzburzonego narodu (Obj. 18:21).
Nikt nie zaprzeczy, że współczesny okres niezwykłej popularności tego wstecznego systemu miał istotnie miejsce. Któż zaprzeczy faktom, że od znamiennej wizyty Edwarda Gierka w Watykanie upłynęło dokładnie 1260 dni (42 x 30 = 1260) do chwili, gdy na Placu św. Piotra (13 maja 1981) rozległy się strzały zamachowca. "Namiestnik Syna Bożego", podziurawiony kulami, ledwie zamach przeżył. "Nadzieja świata", jak prasa komunistyczna określała pontyfikat Jana Pawła II, prysła jak bańka mydlana. Od tego momentu gwiazda kościoła katolickiego zaczęła szybko gasnąć.
Badacze Pisma Świętego uważają, że Kościół Rzymsko-katolicki jest biblijnym Antychrystem, Człowiekiem Grzechu, Niezbożnikiem (1 Jana 2:18; 2 Tes. 2:3-8). Niebywałą wielowiekową karierę tego diabelskiego systemu miała bezpowrotnie złamać druga niewidzialna obecność Chrystusa, paruzja. Ostatnia orientacja chronologiczna zdecydowanie potwierdziła poprawność obliczenia, które wskazało na rok 1874, jako koniec szóstego i początek siódmego tysiąclecia, a więc świt paruzji Pana. Ale nie tylko to. Orientacja ta wskazała również na przełom tej paruzji, określony greckimi słowami epifaneia (zjaśnienie) i apokalipsis (odkrycie), od którego kościół katolicki wejdzie w stadium ostatecznej zagłady.
* * *
Przypomnijmy tutaj słowa apostoła Pawła (2 Tes. 2:8): "A wtedy zostanie objawiony niezbożnik [uwaga: Nie objawi się, lecz zostanie objawiony], którego Pan zgładzi duchem ust swoich i zniesie objawieniem przyjścia swego [te epifaneia tes parousias]". Demaskowanie kościoła katolickiego, jako politycznej nierządnicy, a kościołów protestanckich jako jej nierządne córki, rozpoczęło się na dobre od świtu drugiej obecności Chrystusa. Systemy te łącznie zostały objawione jako "Wielki Babilon, siedlisko demonów i schronienie wszelkiego ducha nieczystego i schronienie wszelkiego ptactwa nieczystego i wstrętnego" (Obj. 17:5). To obnażające światło drugiej obecności Pana, religijne i świeckie, jest i było Jego duchem, który zabija Człowieka Grzechu (Nieprawości), czyli niweczy jego wpływ i ludzkie poparcie.
* * *
Owo stopniowe zabijanie papiestwa miał ostatecznie przejść w fazę zupełnego zniszczenia tego systemu przez furię rozgniewanych narodów. Do tego potrzebne jednak było, aby wpierw kościół rzymski wydobył się z mroku zapomnienia i postawiony został w świetle reflektorów. Do takiej nadzwyczajnej popularności faktycznie doszło. W latach 1977-1981 Kościół katolicki znalazł się w centrum uwagi. Dodajmy, na swoją zgubę. Dzisiejszą opinię światową Pan Bóg powołał do roli sędziego, aby była świadkiem ważenia tego babilońskiego systemu: "Bóg policzył dni twojego panowania i doprowadził je do końca (…) jesteś zważony na wadze i znaleziony lekkim" (Dan. 5:26,27).
Centrum wyniesienia Kościoła katolickiego okazała się Polska. Nie jest przypadkiem wybór, po czterystu latach nie-Włocha, polskiego kardynała na urząd papieski, świetnie znającego środowisko swego pochodzenia. W chwili uwolnienia się od zależności komunistycznej, ogarnięci euforią Polacy uznali papiestwo za swojego wybawiciela i bezkrytycznie mu zaufali. Ale przecież jest to ten sam krwawy system, który Polskę wciąż zdradzał, który ma za sobą okropną przeszłość, całe wieki zaciekłej walki z prawdą, świecką i religijną, nacechowanej iście szatańską wytrwałością w bezwzględnym tępieniu tych, którzy tę prawdę umiłowali, w nieustannym ściganiu ich, zadawaniu straszliwych męczarni i paleniu na stosach. Ten kościół wcale się nie zmienił. Po prostu warunki zmusiły go do tego, aby swoje prawdziwe oblicze skrył pod maską sprawiedliwości i miłosierdzia. Upadek komunizmu dał kościołowi nadzieję, że być może wraca możliwość powrotu do średniowiecznej świetności. Polski naród, niezrównanie papiestwu wierny, jakby w sam raz nadawał się do tego aby od niego zacząć narzucanie światu średniowiecznych ograniczeń. Ale tutaj kościół z pewnością się przeliczy.
W swoim czasie, ku zdumieniu całego świata, Polacy porwali się przeciwko władzy komunistycznej, mimo że zdawała się porażać swoją potęgą. Gdy tej władzy już nie ma, ci sami Polacy patrzą ze zdumieniem, że oto niespodziewanie ktoś inny próbuje narzucić im jakieś kajdany. Postrzegają, że z kolei kościół katolicki ogranicza stopniowo ich wolność i stara się opanować całą sferę ich życia, nie tylko religijną, ale też polityczną, gospodarczą i społeczną. Polacy do czasu cierpią to upokarzające uzależnianie z powodu zwykłej ludzkiej obawy, m.in. obawy o miejsce pracy, los swych rodzin, napiętnowanie przez środowisko itp. Ale to poczucie rosnącej utraty godności ma swoje granice. Jest jak napinana sprężyna, która w pewnym momencie odbije z niszczycielską siłą. To nie jest ten sam ciemny naród, który można było przez wieki tumanić przesądami i dowolnie naginać do swoich celów. Tego rodzaju gwałtowna reakcja i uderzenie w Kościół Rzymsko-katolicki nieuchronnie nastąpi. Pewne przesłanki sugerują, że nastąpi to na tym samym terenie, na którym obalona została świecka władza Babilonu – komunizm. Teraz przyszła kolej na Babilon kościelny, który po wyniesieniu jak kamień młyński, musi zostać na zawsze utopiony w morzu ludzkiego niezadowolenia i gniewu.
Wskazówki chronologiczne prowadziły lud Boży od roku 1874, poprzez lata 1914, 1967, 1977, 1980/81, 1984 aż do roku 2015. Komunizm został pokonany w roku 1980/81, ideologicznie ale nie militarnie. Ogromnie upokorzony, stopniowo gromadził siły do rewanżu, aż ostatecznie zebrał się w sobie i przystępuje do rozstrzygającego zwarcia ze światem zachodnim. O tym podjęciu przez spadkobiercę komunizmu, Rosję, zdecydowanego działania odwetowego świadczy zajęcie przez nią Krymu i Donbasu w roku 2014. Rosja (były ZSRR) jest jednym z "dziesięciu królów" (RWPG), którzy w swoim czasie zainicjowali polityczny flirt kościołem katolickim. Ale ta "rzymska nierządnica" oszukała tych królów i nieuchronnie poniesie skutki swej zdrady. Czytamy: "A dziesięć rogów [byli królowie], które widziałeś, i bestia [całe państwo] – ci nienawidzić będą nierządnicy i sprawią, że będzie spustoszona i naga, i będą jedli jej ciało, i spalą ją ogniem" (Obj. 17:16). Okres anarchii rozpoczął się w 1980/81 roku. Proces pustoszenia, obnażania i rozdzierania kościoła katolickiego jest w toku. Tuż przed nami jest najgorętszy ogień anarchii, w którym "wielka nierządnica" doszczętnie spłonie (Obj. 19:2).
Jak wyżej wspomniano, szczytowe wyniesienie kościoła katolickiego, jako symbolicznego kamienia młyńskiego trwało do wiosny 1981 roku. Od tamtego czasu kamień ten spada. Przytoczmy jako dowód jedno z doniesień mediów. Świadczy ono o tym, że w latach 80. ubiegłego wieku runęła lawina demaskująca Kościół katolicki. Ona go ostatecznie pogrzebie.
Artykuł z witryny internetowej BBC p.t. "Seksualne wykorzystywanie dzieci a Kościół katolicki: Co potrzebujemy wiedzieć". 22 maja 2018 roku.
Czytamy w nim, co następuje:
"Jak to wszystko wyszło na światło dzienne?
Chociaż pewne oskarżenia o molestowanie przez księży sięgają lat 50. XX wieku, to jednak znaczną uwagę mediów przyciągnęła ta sprawa po raz pierwszy w latach 80., w USA i Kanadzie.
W latach 90., wraz z historiami pojawiającymi się w Argentynie, Australii i gdzie indziej, zagadnienie to zaczęło nabierać rozgłosu. W 1995, arcybiskup Wiednia, Austria, ustąpił ze stanowiska pod presją zarzutów o seksualne nadużycia, co wstrząsnęło tamtejszym kościołem.
W tej samej dekadzie zaczęły się również rozpowszechniać rewelacje o historycznych nadużyciach w Irlandii. Od wczesnych lat XXI wieku, nadużycia seksualne kościoła stanowiły już główną globalną historię.
W USA, zdecydowane doniesienie gazety Boston Glob (jak to zostało przedstawione w 2015 roku w filmie Spotlight) ujawniło powszechne nadużycia oraz praktykę liderów kościoła przemieszczania duchownych pedofilii z miejsca na miejsce zamiast pociągania ich do odpowiedzialności. To pobudziło ludzi do zgłaszania takich spraw w USA i na całym świecie.
W 2004 roku, zlecone przez kościół sprawozdanie wykazało, że w ostatnich 50 latach, ponad 4.000 rzymskokatolickich duchownych w USA otrzymało zarzuty o seksualne nadużycia, w przypadkach obejmujących ponad 10.000 dzieci – głównie chłopców.
Raport z 2009 roku ustalił, że seksualne i psychologiczne nadużycia były zjawiskiem 'lokalnym' [endemicznym] w katolickich zakładach wychowawczych i sierocińcach w Irlandii przez większość XX wieku".
W podsumowaniu tego znaku należy jeszcze raz podkreślić, że współczesne wyniesienie papiestwa w latach 1977-1981 ma ścisły związek z ostatnią próbą prawdziwego Kościoła. W zaistniałej sytuacji, jeszcze jedno wyniesienie kościoła rzymskiego jest nierealne. Od czasu epifanii obecności Chrystusa (1980/81) władza Człowieka Grzechu "obraca się wniwecz". Jego rozpaczliwie zmaganie się z aferami pedofilskimi i coraz większym rozdarciem wewnętrznym świadczy wymownie, że kościół katolicki zsuwa się nieuchronnie po równi pochyłej ku ostatecznej zagładzie. A jeśli tak, to jesteśmy zmuszeni przyznać, że wybór i uwielbienie prawdziwego Kościoła należy już do przeszłości.
Znak końca "trzęsienia ziemi" i początku "ognia"
W środowisku wiary polskiej Galilei zauważa się już, że świat zaczyna ogarniać anarchistyczny chaos. Jednak temat ten nie jest publicznie rozwijany. O anarchii napomyka się co najwyżej w prywatnych rozmowach. Powód jest prosty. W anarchii prawdziwego Kościoła miało już nie być, chyba że w jej początkach, zanim nastąpi jej kulminacja w ucisku wielkim. Świadomość tego faktu jest wielkim wyzwaniem dla wszystkich tych, którzy wciąż mają nadzieję zakwalifikować się do niebiańskiej klasy "małego stadka". Wszelkie uniki nie na długo się jednak zdadzą. Twarde fakty zmuszą do tego, aby prędzej czy później zmierzyć się ze stanem faktycznym.
Już na kilkadziesiąt lat przez wygaśnięciem tzw. "Czasów Pogan" (1914), badacze Biblii spodziewali się obalania władz tego świata w procesie wojny, rewolucji i anarchii, a następnie założenia Królestwa Bożego na ziemi. Spodziewanie to oparte było na wizji Eliasza (typ na Kościół), któremu Pan Bóg ukazał na Górze Horeb trzy manifestacje swojej mocy, wiatr, trzęsienie ziemi i ogień, poprzedzające czwartą manifestację, czyli głos cichy i spokojny. Rozumiano jednoznacznie, że trzecia faza destrukcji władzy pogan pokazana w ogniu oznacza światową anarchię, wielki ucisk.
Ostateczne zrozumienie księgi Objawienia wykazało tożsamość wizji Eliasza z wizją trzech biada, które apostoł Jan widział na wyspie Patmos. Zrozumienie to uwypukliło rolę ruchu komunistycznego, jako narzędzia, którego Jezus Chrystus używa w czasie swojej drugiej obecności do obalania władz tego świata. Łączne rozpatrywanie obu tych wizji rysuje bardzo przejrzysty obraz działalności Pana.
"Gwałtowny wicher rozwalający góry i druzgocący skały" był pierwszym potężnym uderzeniem we władzę pogan (narodów). Wyobraża on wydarzenia I Wojny Światowej, które obaliły trzy europejskie monarchie, jako podpory starego porządku świata. Równoległy opis pierwszego biada (Obj. 9:1-11) dopełnia to zrozumienie informacją, że upadek cesarstwa rosyjskiego przyczynił się do objęcia tam władzy przez Abaddona (znaczy niszczyciel; partia bolszewicka), króla szarańczy (działacze komunistyczni). W ten sposób, na terenie Rosji, Pan zorganizował trzon swojej armii, przeznaczonej do uderzenia we władzę pogan w dwóch następnych etapach, "trzęsienia ziemi" i "ognia".
"Trzęsienie ziemi" z wizji Eliasza jest symbolem rewolucji społecznej, jaka dokonywała się w świecie w latach 1939-1981. Równoległy do tej wizji opis drugiego biada wskazuje, że nie chodzi tu o jakiś spontaniczny zryw, jaki na przykład miał miejsce w Rewolucji Francuskiej. Symboliczne trzęsienie ziemi, o którym mowa, czyli drugie biada (Obj. 9:13-21), oznacza rewolucję zaplanowaną i konsekwencje wprowadzaną w życie przez bolszewików. Postanowili oni zburzyć do fundamentu porządek świata uznany za niesprawiedliwy aby następnie po swojemu zbudować nowy ład, świat równości społecznej. Była to więc rewolucja zaprogramowana, wymuszana siłą przez dyktaturę partii komunistycznej. Przez cztery dekady nikt nie był w stanie powstrzymać tej zwycięskiej konnicy (doktryny), z paszczami lwów, buchającymi ogniem, dymem i siarką (niszczycielski wpływ propagandy) i wężowymi ogonami kąsającymi i zapuszczającymi jad (ateizm).
Jak było do przewidzenia komuniści nie zdołali zrealizować swych utopijnych planów, ale nasz Pan swoje zamiary zrealizował w zupełności. W pierwszej fazie obalania władzy pogan pozrzucał On z tronów cesarzy, którzy uroili sobie, że panują z łaski Bożej. Era królów i innych tyranów, świeckich i religijnych, którzy trzymali lud w poddańczym jarzmie odeszła w niesławną przeszłość. Ale był to dopiero początek wstępnego dzieła naszego Pana: "uwalniania wszystkiego stworzenia z niewoli skażenia na wolność chwały dzieci Bożych" (Rzym. 8:19-23).
Możni tego świata żywili skrywaną nadzieję, że najazd Hitlera na ZSRR cofnie karty historii, zgniecie zagrażającą światu ideologię w miejscu, gdzie się narodziła. Swojej sympatii i błogosławieństwa dla zamiarów nazizmu wcale nie ukrywał kościół katolicki. II Wojna Światowa, którą hitleryzm rozpętał, nie był wcale przedłużeniem "wiatru" z wizji Eliasza, jak niektórzy mylnie uważają ci, którzy ignorują ostateczne tłumaczenie księgi Objawienia. Boże dozwolenie na wybuch tej wojny wiązało się z uwolnieniem ideologii komunistycznej z granic Związku Radzieckiego, aby mogła swobodnie przeprowadzać swój program zrównania społecznego, powodować symboliczne trzęsienie ziemi (Obj. 9:15; 7:1).
Tylko brak poczucia sprawiedliwości może skłaniać do tego, aby w czambuł potępiać komunizm i wcale nie dostrzegać jego stron pozytywnych. Przecież komunizm posłał ludzi do szkoły, przywrócił ludziom poczucie godności, ośmielił ich do powstania z kolan, by nie całowali despotów po rękach i nie zginali przed nimi karków, wyzwolili się z religijnego przesądu i bałwochwalczej czci dla kleru. Wyraźnie z tego widać, że nasz Pan, niczym Wielki Cyrus, użył tej ideologii do symbolicznego "odprowadzenia wód [Eufratu] ludów, narodów i języków" od mistycznego Babilonu. Jest to ilustracja niweczenia społecznego poparcia dla jego systemów przed ostatecznym szturmem (Obj. 16:12; 17:15). Możni tego świata obserwowali ze zgrozą postępy komunizmu, słusznie przewidując, że ciągłe rozbudzanie w ludziach aspiracji, zachęcanie ich do walki o wolność i prawa człowieka musi prowadzić do ogólnej anarchii.
Gdy więc tylko dostrzegli, że komunizm stracił impet, słabnie ideologicznie i zaczyna być skłonny do kompromisu, przypuścili atak aby go obalić. Wykorzystali do tego umiejętnie inicjatywę propagandową Kremla, zorganizowaną w sześćdziesięciolecie Rewolucji Październikowej (1917). Obłudnie poparli płynące stamtąd apele o "pokój i bezpieczeństwo", czym uśpili czujność swojego strasznego wroga i ostatecznie zdołali nad nim zatriumfować. Tę inspirowaną przez demony wspólną akcję na rzecz utrzymania pokoju w świecie przedstawia Objawienie (16:13-16), jako trzy nieczyste duchy wydobywające się z paszczy smoka (władza świecka), paszczy bestii (papiestwo) oraz ust fałszywego proroka (federacja kościołów).
Ostatecznie akcja "królów ziemi" nie powiodła się, a jedynie przyśpieszyła wybuch Armageddonu, "wojnę wielkiego dnia Boga Wszechmogącego". Nacechowana hipokryzją współpraca rozpadła się. Przywódcy zachodniego świata, po chwilach triumfu nad pokonanym wrogiem, zaczęli dostrzegać, że oszukany socjalizm nie odpuści, ale zaprzysiągł zemstę. Witryna ta często cytuje zdanie C.T. Russella z 1897 roku, mówiące proroczo o tym, że "socjalizm zostanie zgnieciony przez połączone siły kościoła, państwa i kapitału, co z kolei doprowadzi do wielkiego wybuchu anarchii".
Proroctwo pognębienia socjalizmu wypełniło się na naszych oczach. Jego autor nie był cudownie natchnionym wizjonerem, a jedynie opierał się na przesłankach Pisma Świętego. Trafność tej przepowiedni zdumiewa nawet ludzi świeckich, którzy nie przywiązują wagi do Biblii. Tym bardziej dom wiary nie może ignorować faktów, które rozstrzygająco dowodzą, że faza trzęsienia ziemi (drugiego biada) przeszła już w fazę ognia (trzeciego biada), czyli okres światowej anarchii.
"Ogień" (trzecie biada). Ci, którzy docenili wagę ostatniej orientacji chronologicznej nie przeoczyli faktu, że komunizm poddał się praktycznie już w 1980 roku, gdy rządząca w Polsce partia podpisała dokument kapitulacji. Od tego momentu zaczęła potęgować się światowa anarchia. Stopniowy charakter jej nasilania się przypomina zatopienie pierwszego świata potopem, które to wydarzenie przywołał nasz Pan by zilustrować ucisk wielki. Po wejściu Noego do arki i zamknięciu drzwi (1980/81) zaczął padać deszcz i padał przez czterdzieści dni i nocy. Napadało go tyle, że spływające z biegunów wody wezbrały i wypiętrzyły się w tym rejonie na piętnaście łokci ponad najwyższe góry (symbol królestw). Ówczesny świat przestał istnieć.
Pan napominał i ostrzegał świat przedpotopowy ustami Noego "kaznodziei sprawiedliwości". Daremnie. Jego słowa zostały zignorowane i podane w wątpliwość. Dopiero nacierający zewsząd żywioł potopu przekonał mieszkańców pierwszego świata o ich prawdziwości.
Zasadę Bożego postępowania na wypadek odrzucenia Jego świadectwa jest niezmienna. Wyraża ją Izajasz (28:17): "potłucze grad nadzieję omylną, a ucieczkę wody zatopią"
Dodał: Andrzej