Coraz bardziej burzliwy bieg wydarzeń, rewolucyjne przemiany w sferze politycznej, społecznej i gospodarczej, rosnąca niedola milionowych rzesz ludzkich, czy wreszcie gwałtowne anomalie w naturze, to wszystko przejmuje społeczeństwa coraz większą grozą. Tylko ci, którzy wierzą w Boga i słowa Jego księgi, Pisma Świętego, patrzą ze spokojem na wzmagający się wir ucisku wielkiego, świadomi tego, że "w wichrze i burzy jest droga Pańska" (Nah. 1:3). Co to jest za droga? Dokąd ona prowadzi?
Na drogę wichru i burzy, czyli rewolucji i burzy ucisku, wstąpił nasz Pan z początkiem siódmego tysiąca lat, aby na końcu tej drogi spotkać się z ludzkością. Nie po to spotkać, aby ją unicestwić lub posłać na wieczne męki, lecz po to, aby wszystkich potomków Adama, poddanych skutkom jego upadku w grzech, przywrócić do utraconego stanu pokoju, szczęścia i życia wiecznego na ziemi.
W zasadzie droga wiodąca do zbawienia ludzkości rozpoczęła się dwa tysiąclecia temu, gdy nasz Pan wypowiedział zagadkowe słowa: "Oto wypędzam demony i uzdrawiam dziś i jutro, a trzeciego dnia zakończę" (Łuk. 13:32). Bez przyjęcia chronologii biblijnej, która dowodzi, że do roku 1874 naszej ery upłynęło sześć tysięcy lat od upadku Adama, słowa naszego Pana byłyby całkowicie niezrozumiałe. Gdy jednak uwzględnimy metody Biblii obliczania czasu oraz zawartą w niej wskazówkę: "u Pana jeden dzień jest jak tysiąc lat " (2 Piot. 3:8), Jego wypowiedź staje się jasna. Pan Jezus, jak żaden ze współczesnych Mu ludzi, wiedział doskonale, że ramy czasowe Jego ziemskiego posłannictwa zostały ściśle wytyczone. Według czasu miał się narodzić jako człowiek, według czasu umrzeć i według czasu zmartwychwstać. Ojciec posłał Go w zbawczej misji na świat w piątym tysiącletnim dniu od Adama, dokładniej, w drugim stuleciu tego dnia.
Można przypomnieć, że po euforii ostatniego ćwierćwiecza 19. wieku jaką wywołało cudowne odsłonięcie Boskiego Planu Wieków, zawód 1914 roku spowodował wielkie rozczarowanie i konsternację Badaczy Pisma Świętego. Od tego czasu uczucie zawodu i zamieszanie w tym ruchu pogłębiało się coraz bardziej, zwłaszcza że wciąż ponawiane próby zrehabilitowania nauki o czasach i chwilach przynosiły kolejne rozczarowania.
Gdy w roku 1967 została otworzona ostatnia, siódma pieczęć, objawione prawdy dowiodły, że "odwłaczanie Oblubieńca" było tylko pozorne. Stopniowość udzielania światła wywołało ludzkie poczucie opóźniania się realizacji planu Bożego. W Boskim Planie Wieków nie ma jednak opóźniania ani o sekundę. Po prostu, od czasu rozbudzenia adwentowego Pan próbował wiarę, miłość i gorliwość swojej przyszłej Oblubienicy. Celowo dozwolił na to, aby czujnie reagowała na każdy sygnał o Jego przyjściu, aby za żadną cenę nie dała się zniechęcić, nawet jeśli te sygnały okażą się przedwczesne. Błogosławieni byli wszyscy oczekujący, którzy niezłomnie trwali w próbie cierpliwości i wiary.
Niestety ogół Badaczy Biblii nie przyjął światła ukrytego pod siódmą pieczęcią. Tymczasem, właśnie w 1967 roku rozległ się głos, "oto Oblubieniec". Część panien była jednak tak zniechęcona do proroctw czasowych i tak bardzo "zaspana" w rozczarowaniu, że zignorowała ten głos całkowicie, uznając go za kolejny falstart. Nastała rzeczywiście niebezpieczna chwila dla ludu Bożego, całkowitej dezorientacji jeśli chodzi o czas i charakter wypełniających się proroctw końca Wieku Ewangelii. "Poprawiacze" chronologii biblijnej zobaczyli tu sposobność do wykazania się swoimi możliwościami.
Współpracownicy brata Russella, John i Morton Edgar, dowiedli, że dokładny ciąg chronologiczny, od Adama do Edyktu Cyrusa (536 r. p.n.e.) można ustalić samymi tylko wersetami Pisma Świętego. Jednak do tego, aby zaufać jego wskazówkom jako pochodzących od Boga konieczna jest wiara. Dlatego C.T. Russell podkreślał, że chronologia biblijna nie jest kwestią wiedzy lecz wiary. Niestety, "poprawiacze" przyjętej przez niego chronologii prowadzą wierzących na bezdroża ludzkiej mądrości, do uwzględniania opinii historyków i archeologów, którzy ogólnie mówiąc kpią sobie ze świadectw biblijnych. Wkrótce ich "mądrości" obróci Pan Bóg w głupstwo, ale zanim ta chwila prawdy nastanie, teorie te zdają się imponować i pociągać tych, w których osłabła wiara w Pański nadzór nad prawidłowym ustaleniem linii czasu. A przecież jest to podstawa do niechwiejnej wiary w to, kiedy jakiś proroczy okres zaczyna się, a kiedy kończy.
Ze szczególną siłą orientację Badaczy Pisma Świętego w proroctwach czasowych pustoszy publikacja "The Stream of Time" (Strumień Czasu). Lansuje ona pogląd, że dopiero rok 2043 wprowadzi świat w siódme tysiąclecie. Rzut oka na poniższy wykres pokazuje jak bardzo ten pogląd jest fałszywy. Jeśli siódmy tysiącletni dzień zacznie się w 2043 roku, to dzień piąty zaczął się w roku 43., a to przesuwa misję naszego Pana do czwartego tysiącletniego dnia od Adama. A przecież Pan Jezus nie powiedział, że "…dziś, jutro i pojutrze, a czwartego dnia…", lecz "…uzdrawiam dziś i jutro, a trzeciego dnia zakończę" (Łuk. 13:32). W tym trzecim tysiącletnim dniu dzieło uzdrawiania Kościoła miało dobiec końca i wtedy rozszerzyć się na restytucyjne dzieło uzdrawiania całego świata. Tak właśnie rozumiał to C.T. Russell:
"Wydaje się, że nasz Pan kilkakrotnie wspominał o trzech większych dniach, jak na przykład wtedy, gdy powiedział: 'Leczę dziś i jutro, a trzeciego dnia zakończę'. Rozumiemy, że mówiąc o sobie Pan włączał w to swój Kościół i że mówił o wielkich, tysiącletnich dniach. Był na ziemi na początku piątego tysiąclecia. Był to pierwszy z trzech dni, po którym miał być szósty tysiąc lat jako drugi dzień i po nich siódmy tysiąc jako dzień trzeci. Przez pierwsze dwa dni Pan i jego Kościół dokonywali uzdrowień, leczenia z grzechu, opatrywania ran złamanych serc, pomagania każdemu, kto byłby skłonny stosować się do wymogów nowości żywota i w ogólności czynienia dobra wszystkim ludziom, na ile to tylko możliwe. W trzecim dniu, czyli w wielkim siódmym dniu, czyli Tysiącleciu, wczesnym rankiem tego Tysiąclecia, Chrystus miał zostać skompletowany, całe Jego Ciało dopełnione, i wtedy miało rozpocząć się wielkie dzieło restytucji" (W.T. 1901; R-3080).
Należy zatem podkreślić, że błędnie wskazany początek siódmego tysiąclecia w 2043 roku, rzekomy początek tysiącletniego panowanie Kościoła, jest jaskrawo sprzeczny z nauczaniem Pana Jezusa, bo nie kończy Jego dzieła. Przecież dopiero w szabatowym tysiącleciu nasz Pan rozpocznie i zakończy zasadnicze dzieło uzdrawiania, czyli restytucję ludzkości. Ponadto rok 2043, pojmowany jako rok uwielbienia całego Kościoła, pozostawia niezakończoną kwestię Wielkiego Grona. Miało być ono wezwane na wieczerzę wesela Baranka, dopiero jakiś czas po rozpoczęciu wesela. To również miało się stać w trzecim, a nie w czwartym dniu tysiącletnim.
Autor nieszczęsnych publikacji, "Strumień Czasu" oraz "Czas i Proroctwa" stawia swoje wywody wyżej od komentarza sprawdzonego pod wieloma względami Pańskiego narzędzia. Poza utratą światła niech nikt nie spodziewa się jakichkolwiek błogosławieństw z ewentualnej lektury obu tych opracowań.
Gdy Pan spełnił swą misję i odchodził do nieba, dalsze dzieło wypędzania demonów i uzdrawiania powierzył swoim naśladowcom. Droga do zbawienia, którą otworzył, mówiąc: "Ja jestem droga, prawda i żywot" miała być dostępna przez cały wiek ewangeliczny. Ciągnęła się ona przez większość piątego tysiąclecia, szóste tysiąclecie, aż do początków siódmego. Leczenie w Wieku Ewangelii było leczeniem wyłącznie duchowym, moralnym, nie obejmowało przywrócenia zdrowia fizycznego. Zostało nim objęte wyłącznie "małe stadko" naśladowców Mistrza w ofierze. Leczenie w okresie Szabatu Tysiąclecia obejmie całą ludzkość i doprowadzi ją do zupełnego zdrowia, moralnego, umysłowego i fizycznego, umożliwiającego wieczne życie na ziemi.
Z początkiem tego szabatowego Tysiąclecia rozpoczęła się druga obecność Jezusa Chrystusa, czyli "trzeci dzień", kończący jego zbawczą misję. Ten tysiącletni dzień otwiera okres przejściowy, stopniowego zamykania wąskiej drogi na rzecz przygotowań do ustanowienia Królestwa Bożego na ziemi. Droga, którą podążali naśladowcy Pana w wieku Ewangelii, wprawdzie wąska i ciernista, była względnie spokojna, nie zakłócana przez "wicher i burzę". Niezakłócona będzie również przyszła wędrówka ludzkości po "gościńcu świątobliwości" (Izaj. 35:8). Lecz koniec wąskiej drogi i początek gościńca świątobliwości oddziela burzliwy okres przejściowy. Wejścia na ten gościniec broni nieprzyjacielski obóz "księcia tego świata", Szatana. Twierdzę tego obozu stanowią systemy odstępczego chrześcijaństwa z jego zaślepionymi błędem sługami, broniącymi do upadłego chybionej sprawy.
Zatem od świtu swojej paruzji Pan czyni przygotowania, aby ten obóz zaatakować i zniszczyć. Jest to wspólne dzieło, głównie Ojca, Boga Jahwe, ale też Jego Syna, Jezusa Chrystusa. Ojciec bierze na siebie dzieło rozgromienia nieprzyjaciół i dlatego proroctwa nazywają tę wstępną fazę paruzji Jezusa Chrystusa dniem Jahwe. W tym właśnie czasie, "dniu gniewu, utrapienia i ucisku, zamieszania i spustoszenia, ciemności i mroku, obłoku i chmury" (Hab. 2:15) wiedzie droga Boga Jahwe, nazwana przez proroka, drogą "w wichrze i burzy". Jednocześnie rozpoczyna się Dzień Chrystusa, bo przecież to dla Niego Ojciec toruje drogę do tronu pokojowych rządów Melchizedeka. Do czasu ustanowienia tych rządów Syn Boży współdziała z Ojcem w dziele sprawiedliwej odpłaty jako Jego generał (mówiąc umownie) z tytułem Króla.
O tym współdziałaniu Ojca i Syna mówi Psalm 110:1-6: "Powiedział Pan [Jahwe, Ojciec] do mego Pana [Jezus Chrystus, Syn]: Usiądź po mojej prawicy, aż położę twoich wrogów jako podnóżek pod twoje stopy. Laskę twojej mocy pośle Pan z Syjonu, mówiąc [do Syna, swego "Generała"]: Panuj pośród twoich wrogów (…) Pan [Ojciec] przysiągł i nie będzie żałował: Ty jesteś kapłanem na wieki według porządku Melchizedeka [znaczy: król sprawiedliwości i pokoju; Syn]. Pan [Ojciec] po twojej [Syna] prawicy zetrze królów w dniu swego gniewu. Będzie sądził narody i trupami napełni wszystko; roztrzaska głowy panujące nad wieloma ziemiami".
Nasz Pan został Melchizedekiem z chwilą uwielbienia, usiadł z Ojcem na tronie, ale na samodzielne rządy jako "Króla Sprawiedliwości i Pokoju" musiał czekać dwa tysiąclecia aż zostanie wybrana klasa Jego Oblubienicy. W szerszym bowiem wymiarze Melchizedekiem będzie cały Chrystus, Głowa i Jego Ciało, cała klasa "królów i kapłanów" (Obj. 20:6).
Do objęcia przez Jezusa Chrystusa samodzielnego tronu "króla sprawiedliwości", Melchizedeka, wytyczają drogę kolejne wydarzenia dnia Jego drugiej obecności, od samego świtu poczynając.
Punktem wyjścia do ogłoszenia przez badaczy Pisma Świętego faktu drugiej niewidzialnej obecności Chrystusa było uznanie roku 1874 jako koniec szóstego i początek siódmego tysiąca lat. Przez prawidłowo ustaloną chronologię biblijną Pan powiadomił swoich miłujących Go i czuwających uczniów o swojej obecności. Było to Jego pukanie do drzwi przez wypełniające się prororoctwa i głos Prawdy (Obj. 3:20).
Z powyższym harmonizuje epizod pierwszego ukazania się naszego Pana Jezusa po zmartwychwstaniu. Dlaczego nie Apostołom ale niewieście, Marii Magdalenie, nasz Pan ukazał się najpierw? W symbolice biblijnej kościół przedstawiony jest przez niewiastę. Świtało, było jeszcze ciemno, Maria rozpoznała Jezusa po głosie. Jest w tym obrazowe potwierdzenie faktu, że głosem proroctw, przez chronologię, Pan powiadomił swój Kościół o tym, że rok 1874 rozpoczyna kolejny tysiącletni dzień, dzień Jego obecności.
"Poprawiacze" chronologii próbują sugerować, że Pan przyszedł w roku 1874 tylko do kościoła Laodycei. Przytaczają na dowód znane od dawne proroctwo Daniela o 1335 dniach oczekiwania (12:12). Pan faktycznie przyszedł wtedy po raz wtóry, ale nie po to tylko, aby zabrać z ziemi swoją Oblubienicę, ale również po to, aby rozpocząć na wszystkich frontach gigantyczne przygotowania do założenia na ziemi swojego Królestwa. Dlatego świtający tysiącletni Dzień Jezusa Chrystusa obejmuje swoim działaniem również sprawy narodu wybranego, Izraela według ciała, oraz sprawy całego świata.
Dla ludu Bożego głównym światłem jest Nowy Testament. A w nim słowa samego Pana i Apostołów. To właśnie Pan porównał swoje drugie przyjście (paruzję) do światła dnia, które dzień po dniu, regularnie ukazuje się na wschodzie i wzmaga do południowej pełni (Mat. 24:27). Pod wpływem średniowiecznych wyobrażeń tłumacze oddali greckie słowo astrape jako błyskawica, ale zwykły zdrowy rozsądek każe tu zastosować równoległe znaczenie słowa astrape jako światło, w tym wypadku światło słoneczne. Takie poprawne odczytanie słów Pana cudownie harmonizuje z proroctwem Malachiasza o wzejściu słońca sprawiedliwości (Mal. 4:2).
Bardzo silny dowód na to, że dzień Chrystusa będzie w porę rozpoznany przez Jego naśladowców stanowią słowa apostoła Piotra (2 Piot. 2:19). W myśl jego argumentacji, proroctwa Biblii były nikłym kagankiem oświetlającym drogę przez sześć tysięcy lat oczekiwania, ale wraz z początkiem siódmego tysiąclecia zaczęły się one wypełnienić, wprowadzając świętych w świt Dnia naszego Pana.
Na krótko przed swoim ukrzyżowaniem Pan Jezus wjechał na osiołku do Jeruzalem, przedstawiając się Żydom jako ich Król. Ten triumfalny wjazd zapowiedział prorok Zachariasz (9:9), zaznaczając, że stanie się to dokładnie w środku "dwójnasobu" (słowo miszneh w wersecie 12; 1813 + 33 = 1845; 33 + 1845 = 1878). Zbawcza misja naszego Pana stała się dla całego narodu kamieniem obrażenia, odrzucili Go, nie takiego bowiem Króla oczekiwali. Inny prorok, Izajasz, przepowiedział, że Jezus Chrystus stanie się kamieniem obrażenia dla dwóch domów Izraela (8:14). Pierwszy dom, Izrael według ciała, odrzucił Pana w roku 33 n.e. Drugi dom, nominalny Izrael duchowy, czyli całe odstępcze chrześcijaństwo, odrzucił Jezusa Chrystusa jako Króla w roku 1878, z końcem "dwójnasobu".
Przy pierwszym przyjściu Chrystus zademonstrował, że jest Królem, ale oddał się dobrowolnie w ręce nieprzyjaciół, bo przecież po to przyszedł na świat i stał się człowiekiem aby swoją ofiarą odkupić ludzkość z grzechu i śmierci. Przy drugim przyjściu sytuacja jest inna. Teraz Pan przyszedł jako wielki monarcha, duchowa istota obdarzona boską nieśmiertelną naturą, obdarzona przez Ojca wszelką mocą do wyegzekwowania swoich praw królewskich. Wyraża to Psalm drugi, gdzie Bóg Jahwe informuje królów ziemi: "Ja ustanowiłem mojego króla na Syjonie, mojej świętej górze (…) dam ci [Synowi] narody w dziedzictwo i krańce ziemi na własność. Potłuczesz je laską żelazną, jak naczynie gliniane je pokruszysz. Teraz więc, królowie, zrozumcie, przyjmijcie pouczenie, sędziowie ziemi! Służcie Panu z bojaźnią i radujcie się z drżeniem. Pocałujcie Syna, by się nie rozgniewał i abyście nie zginęli w drodze, gdyby jego gniew choć trochę się zapalił".
Góra Syjon jest symbolem Królestwa Bożego na ziemi. Skoro Król już przybył, sprawa ustanowienia tego królestwa zaczyna nabierać konkretnych kształtów. Perswazja skierowana do królów ziemi aby przygotowali się do oddania władzy jest oczywiście ignorowana, więc od początku drugiego przyjścia gniew Pana zaczął się wzmagać. Królowie mieli sporo czasu do refleksji, zanim władza królewska z Niebios, przyrównana do "kamienia", uderzy i pokruszy ich rządy jak wyroby garncarza. A wtedy ten symboliczny kamień, czyli władza uwielbionego Chrystusa, Głowy i Ciała, miała rosnąć w górę wielką ogarniając całą ziemię (Dan. 2:44, 45). Tym sposobem symboliczna góra Królestwa Bożego, góra Syjon, stanie się faktem.
Od świtu drugiej obecności (1874) do końca tzw. "Czasów Pogan" (1914) miało upłynąć jeszcze cztery dekady, w którym to czasie królowie ziemi ani myśleli o ustąpieniu ze swoich tronów. Do końca "Czasów…" nowy Król respektował ich rządy bo przecież sam Ojciec dozwolił im aby rządzili przez pełne "siedem czasów", czyli 2520 lat od roku 606 p.n.e. Niemniej jednak te cztery dekady Pan przeznaczył na zorganizowanie i wyćwiczenie swojej potężnej armii, rekrutującej się ze wszystkich niezadowolonych i gniewnych ludzi. Gdy tylko "Czasy Pogan" wygasły Jego armia otrzymała rozkaz do ataku i zaczęła coraz potężniej szturmować warownie królów ziemi. Owe uderzenia we władzę Pogan zostały przedstawione jako wiatr wojny, trzęsienie ziemi rewolucji społecznej oraz ogień anarchii (Biada, Biada, Biada w księdze Objawienia).
Równoległości chronologiczne oraz liczbowania biblijne przepowiedziały ścisłe ramy czasowe trzeciego, decydującego uderzenia we władzę Pogan, czyli lata 1981-1984. Wydarzenia, jakie w tym czasie zaistniały potwierdziły prawdziwość proroczych zapowiedzi. Potężny blok socjalizmu, szukający w ostatniej chwili kościelnej podpory, runął niczym domek z kart. W rezultacie świat stracił równowagę i zaczął pogrążać się w ogniu anarchii.
Orientacja chronologiczna ostatniego ćwierćwiecza 20. wieku wskazywała na rok 1980 (wiosnę 1981 roku) jako przełom w Pańskiej paruzji. Przełom ten określały dwa greckie słowa, epiphaneia (zajaśnienie) i apokalypsis (objawienie). Oznaczało to, że druga obecność Chrystusa (od 1874 roku), we wstępnej fazie dostrzegana jedynie przez Jego naśladowców, od przełomowej daty 1980/1981 zacznie być rozpoznawana również przez świat. "Rozpozna Go wszelkie oko" poprzez grozę Ucisku Wielkiego. Słowo epifania mówi o manifestacji chwały i wszechpotęgi Chrystusa, miażdżącej wszelki opór "żelazną laską", natomiast słowo apokalipsis mówi o istnej eksplozji prawdy w każdym przedmiocie, która rozsadza wszelkie struktury błędu, fałszu i niesprawiedliwości.
Jak wiadomo, zdesperowane władze socjalizmu wysłały w grudniu 1977 swego przedstawiciela (Edwarda Gierka) do Watykanu celem nawiązania ścisłej współpracy. Otworzyło to najbardziej zdegenerowaną fazę socjalistycznych rządów, nacechowaną skrajnym sprzeniewierzeniem się ideałom. Zostało to ukazane w słynnej uczcie babilońskiego króla Balsazara. Uciechy biesiadne króla i jego świty zamarły, gdy na ścianie pałacu ukazał się napis, jak się wkrótce okazało złowieszczy. Nikt z obecnych nie wiedział, co napis oznacza i dopiero wezwany Boży prorok, Daniel, wyjaśnił przerażonemu królowi, że nadciąga katastrofa.
Dobre samopoczucie świeckich partnerów z tego wznowienia w socjalistycznym stylu sojuszu tronu i ołtarza zaczął wkrótce wypierać rosnący niepokój. Nie tak wyobrażali oni sobie skutki politycznego romansu, który nawiązali z najbardziej nikczemnym systemem religijnym, biblijnym Człowiekiem Grzechu, Antychrystem. Bieg wypadków okazał się dla nich nieubłagany. Współczesny odpowiednik dawnego proroka Daniela otrzymał od Boga wskazówkę, jak i kiedy ta obrazowa uczta zacznie się i zakończy. Kluczem zrozumienia stała się liczba 2520 ukryta w napisie: Mene, Mene, Tekel, Ufarsin (1000, 1000, 20 i 500 gera). Wskazywała ona, że po upływie 2520 lat od śmierci dawnego Balsazara i upadku Babilonu (538 rok p.n.e.) nastąpi upadek potęgi współczesnych Chaldejczyków. Nazwa Chaldejczyk znaczy niszczyciel. Takimi niszczycielami starego porządku byli do czasu komuniści. Ich władza rozsypała się zasadniczo w latach 1980/81-1984, a równoległość 2520 wskazuje na środek tych lat, czyli rok 1982.
Rok 1980/81 i rok 1984, dwie ostatnie daty wskazane przez Pismo Święte, zaznaczają znamienne fazy drugiej niewidzialnej obecności naszego Pana.
Rok 1980/81 jest datą skompletowania i uwielbienia Kościoła Chrystusa. Data ta została wskazana równoległością 3960 lat połączenia Izaaka i Rebeki, które miało miejsce w 1980 roku p.n.e. (1980 + 1980 = 3960). Kompletny Chrystus, Głowa i Ciało, stał się kamieniem, który uderzył i pokruszył żelazno-gliniane stopy posągu władzy Pogan. Tej przełomowej chwili "objawienia się [apokalipsis] synów Bożych [Kościoła] oczekuje z upragnieniem [od ponad sześciu tysięcy lat całe ludzkie] stworzenie" (Rzym. 8:19). Owi synowie Boży, wybrani przez Boga spośród ludzi i wykształceni przez niego na kompetentnych królów i kapłanów świata (Obj. 20:6), spełnią zapotrzebowanie ludzkości na rząd zdolny zaprowadzić na świecie sprawiedliwy, wiecznotrwały, szczęśliwy porządek.
Rok 1984 wytycza równoległość 2520 lat od wydania w roku 536 p.n.e. słynnego edyktu przez perskiego króla Cyrusa. Obdarzył on wolnością wszystkich więźniów podbitego Babilonu. Większy niż Cyrus, Jezus Chrystus, obalił współczesną chaldejską dynastię Babilonu i zapoczątkował "perską" dynastię Królestwa Bożego na ziemi. Ktoś mógłby sprzeciwiać się takiej argumentacji, mówiąc, że przecież wciąż istnieją na świecie potężne władze, dysponujące straszliwymi broniami, z USA na czele. Cóż jednak one znaczą wobec coraz groźniej falującego i burzącego się na całym świecie morza ludzi niezadowolonych, gniewnych, upajających się wolnością.
Wraz z upadkiem ZSRR legła w gruzach ostatnia znacząca władza Pogan, zdolna przemocą dyscyplinować ludzi. Upadek tej władzy wtrącił świat w warunki rosnącego chaosu. Praktycznie nikt nikogo się nie boi. Każdy ma inne zdanie i głośno domaga się aby zostało ono uwzględnione. Opinie są tak rozbieżne, że coraz trudniej uzyskać większość do sprawowania stabilnych rządów. Gdy wybory wyłonią wreszcie jako głowę państwa jakąś silną osobowość, zaraz podnoszą się liczne głosy, że jest to osoba szalona i nieobliczalna, niepodobna jej słuchać. Taki stan świata mówi o powszechnym upadku autorytetu. Ludzkość podświadomie oczekuje aż Chrystus w sposób widzialny zademonstruje swą władzę. Wkrótce ta chwila nadejdzie, ale wpierw anarchistyczny chaos musi osiągnąć szczytową fazę i poobalać wszystkie ziemskie rządy. Wtedy anarchia zacznie przygasać, bo Pan Jezus obiecał, że dni najsroższego ucisku zostaną skrócone.
Kiedy ludzie zobaczą wreszcie wyraźne objawy władzy Chrystusa? On sam, jako istota duchowa, boskiej natury, nie będzie nigdy widziany przez ludzi, ale zobaczą oni ustanowionych przez Boga przedstawicieli, sprawujących władzę w Jego imieniu. Będą to zmartwychwstali święci Starego Testamentu. Pan Jezus obiecał swoim braciom według ciała, Izraelitom, że to ich potomkowie, jako pierwsi zobaczą Starożytnych Godnych: "…ujrzycie Abrahama, Izaaka, Jakuba i wszystkich proroków w Królestwie Bożym, i przyjdą inni ze wschodu i z zachodu, z północy i z południa, i zasiądą za stołem w Królestwie Bożym" (Łuk. 13:28,29). Pewne biblijne przesłanki wskazują, że ci przedstawiciele Królestwa Niebios ujawnią się ludziom w końcowej fazie Wielkiego Ucisku, zanim anarchistyczny chaos całkiem wygaśnie. Na przykład wizja Objawienia (20:11-13) sugeruje, że zmartwychwstanie rozpocznie się od ludzi, którzy wprawdzie anarchię przeżyli, ale przez jakiś czas wciąż będą uważani przez Boga za martwych, jak zresztą cały rodzaj ludzki, znajdujący się pod wyrokiem śmierci z Raju (Mat. 8:22).
Wspomniana wizja mówi:
"I zobaczyłem wielki biały tron i zasiadającego na nim, sprzed którego oblicza uciekła ziemia i niebo [stary porządek świata], i nie znaleziono dla nich miejsca. I zobaczyłem umarłych, wielkich i małych [budzących się ze snu śmierci, kolejno wychodzących z biblijnego hadesu], stojących przed Bogiem, i otwarto księgi. Otwarto też inną księgę, księgę życia. I osądzeni zostali umarli [cały rodzaj ludzki] według tego, co było napisane w księgach, to znaczy według ich uczynków. I wydało morze [uwaga: najpierw zanarchizowane masy] umarłych, którzy w nim byli, [potem] również śmierć i hades wydały umarłych [którzy całkiem usnęli w śmierci], którzy w nich byli. I zostali osądzeni, każdy według swoich uczynków" (Obj. 20:11-13).
Nie ulega wątpliwości, że ów biały tron w wizji przedstawia powszechnie postrzegane rządy na ziemi niebiańskiego Króla sprawiedliwości i pokoju, Melchizedeka, Chrystusa. Każdego posłusznego potomka praojca Adama doprowadzą one do umysłowej, fizycznej i moralnej doskonałości, umożliwiającej wieczne życie na ziemi. "Ojcze nasz, który jesteś w niebie! Święć się imię twoje. Przyjdź królestwo twoje; bądź wola twoja jako w niebie, tak i na ziemi".
Postępujące na całym świecie oświecenie jest czymś pożądanym przez Boga. Jest to wstępny proces prowadzący do głównego, zbawczego światła, bowiem Bóg "chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy" (1 Tym. 2:4). To wzmagające się powszechne pragnienie prawdy sprawia obecnie, że ludzie są coraz bardziej krytyczni wobec przywódców, których wybierają. Nie tolerują w nich pychy, zachłanności, kłamstwa i hipokryzji. Ale gdzież mogą znaleźć takie kryształowe charaktery, skoro przecież wybierają spośród siebie najlepszych? Na takie pytanie tylko Pismo Święte jest w stanie odpowiedzieć. Mówi ono, że przez dwa tysiące lat, w całkowitej tajemnicy, Pan Bóg szkolił klasę przyszłych przywódców świata, "królów i kapłanów". W warunkach panowania zła, członkowie tej klasy poddani zostali najsurowszym próbom wierności ideałom "umiłowania sprawiedliwości i nienawiści wobec wszelkiego zła". Skoro sam Pan Bóg zaplanował takie szkolenie i obecnie doprowadza je do pomyślnego finału, to jest rzeczą oczywistą, że cała ludzkość skwapliwie zaakceptuje "królów i kapłanów", których On wybrał. Niech przytoczony poniżej artykuł (W.T.1914) posłuży za przypomnienie kryteriów, według których ci przyszli przewodnicy świata byli szkoleni.
DROGA, PRAWDA, ŻYWOT
"Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi" (Jan 8:31,32).
W swoim pierwszym przyjściu Jezus przyszedł do narodu żydowskiego, który pod warunkami Przymierza znajdował się w społeczności z Bogiem jako dom sług. Żydzi mieli otrzymać pierwszy przywilej stania się synami Bożymi, a błogosławieństwa ich miały być w proporcji do ich wierności wobec światła, które będzie im udzielane. Zanim jednak mogli stać się synami Bożymi, potrzeba było, aby Jezus stał się ich Odkupicielem, dokonał pojednana za grzech i tym sposobem otworzył im drogę. Jezus przyszedł aby to uczyniić, ale jeszcze tego nie dokonał. Ktokolwiek chciałby przyjść do zrozumienia Boskich zamiarów i zarządzeń by działać w harmonii z nimi, powinien stać się wolny, powinien zostać uwolniony od potępienia ciążącego na nich jako Żydach, uwolniony od skutków słabości ich ciała i w taki sposób być doprowadzony do pełnej zgody z Bogiem.
Możemy także widzieć, iż ten wielki przywilej oznaczał także coś więcej niż to wszystko. Oznaczał coś jeszcze wyższego – nawet współdziedzictwo z Mesjaszem. Lecz te wszystkie rzeczy były na razie okryte tajemnicą. Do tego czasu były one znane tylko przez naszego Pana. Zostały Mu wyjaśnione, ponieważ został spłodzony z ducha świętego. Było w tym wiele rzeczy trudnych do zrozumienia. W swoich przemowach Pan Jezus posługiwał się przypowieściami i niejasnych powiedzeniami, aby otwieraną wtedy drogę żywota uczynić "wąską drogą". W Piśmie Świętym czytamy więc, że o słowach Mistrza niektórzy mówili: "Twarda to mowa, któż jej słuchać może?" Któż może w to wierzyć?
Ten ich zarzut odnosił się do szczególnie trudnego powiedzenia naszego Pana: "Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem" oraz zapewnienia, że jedząc i pijąc te rzeczy, mogą osiągnąć życie wieczne. Czytamy więc, że po tym wielu Go opuściło i porzuciło myśl o byciu Jego uczniami, tak bardzo byli zaślepieni na punkcie własnych korzyści. Zamiast postępować cierpliwie, powiedzieli: To wszystko jest głupstwem! Nie rozumiemy tego!
Gdy Pan Jezus mówił do nich te słowa, spodziewał się takiego stanu rzeczy. Chciał ich ostrzec, by mieli się na baczności. To tak, jakby chciał im powiedzieć: Wy już oświadczyliście o mnie: "Nigdy jeszcze człowiek tak nie przemawiał, jak ten człowiek mówi". Słyszeliście już słowa bardzo różniące się od słów uczonych w Piśmie i Faryzeuszów. Trzymajcie się tego; poczekajcie chwilę. Jeżeli tak uczynicie, to w odpowiednim czasie zrozumiecie całą sytuację. Ćwiczcie wiarę – ćwiczcie cierpliwość. Zaczęliście interesować się tymi rzeczami, a gdy w pełni staniecie się moimi uczniami, zostanie wam udzielona znajomość Prawdy. Ta Prawda was wyzwoli; udzieli wam wszelkich błogosławieństw i przywilejów, które spływają na dzieci Boże. Wielce błogosławieni byli ci nieliczni, którzy posłuchali rady Mistrza!
Błogosławieństwa rozpoczęły się w dniu Pięćdziesiątnicy
Słowa te nie były skierowane specjalnie do dwunastu Apostołów, ale w ogólności do Żydów, którzy byli życzliwie usposobieni. Nikodem mógł być jednym z nich. Miał on skłonność do potykania się o sprawy duchowe; nie mógł pojąć jak można narodzić się na nowo. Czytamy, że duch święty nie był jeszcze dany, bo Jezus "nie był jeszcze uwielbiony". Święty Paweł mówi, że "człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z ducha Bożego, bo są dlań głupstwem, i nie może ich poznać, gdyż należy je duchowo rozsądzać" (1 Kor. 2:14).
Lecz niektórzy ujrzeli w Jezusie wystarczająco dużo, by być przyciągnięci do Niego. Ci, w uczciwości serca, mówili: z pewnością Jego słowa są prawdziwe, jak również prawdziwa jest Jego krytyka naszego narodu. Nie widzimy na razie, jak On wypełni te proroctwa, lecz przecież mówi do nas: Poczekajcie a zrozumiecie później. Niektórzy wyczekali – "około pięciuset braci". Zgodnie z obietnicą Pana, ci dostąpili przywileju stania się prawdziwymi uczniami.
Gdy przyszła Pięćdziesiątnica Ojciec Niebieski przyjął wszystkich tych, którzy trwali przy Słowie Jezusa. Zostali spłodzeni z ducha świętego do Pańskiej rodziny. Wtedy zaczęli widzieć rzeczy duchowe – zostali oświeceni. Całe światło nie przyszło od razu, lecz wzmagało się z biegiem dni i lat. Byli oni rzeczywiście prawdziwymi uczniami Chrystusa – takimi naśladowcami Jezusa, jakich Ojcu upodobało się uznać. Tacy zostali uwolnieni nie tylko od potępienia przez Prawo Przymierza, ale także uwolnieni od grzechu i śmierci. Otrzymali nową wolę, nowy umysł, a duch święty pokazał im "głębokie rzeczy Boże".
W modlitwie do Ojca nasz Pan powiedział: "Poświęć ich w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą" (Jan 17:17). Mówiąc o prawdzie Jezus odnosił się do objawienia przez Ojca, za pośrednictwem ducha świętego, Jego Boskiego planu. Uświęcający wpływ miała wywierać znajomość tej prawdy, przyjęta do szczerego serca. Ściśle mówiąc, to poświęcenie, czyli odłączenie, rozpoczęło się od błogosławieństwa Pięćdziesiątnicy i trwa nadal. To uświęcenie rozwija się tak długo, jak długo dana jednostka pozwala Prawdzie, aby wywierała ona zamierzony wpływ na jej życie. Należy zauważyć różnicę pomiędzy tekstem, który użyliśmy na wstępie tego artykułu, a ostatnio zacytowanym (Jan 17:17). W ostatnim mowa jest o Słowie Jehowy, w poprzednim zaś o Słowie Jezusa. Jezus mówi: Jeśli będziecie trwać w słowie moim, będziecie coraz lepiej zaznajomieni z Ojcem Niebieskim, poznacie Jego wolę, Jego drogę, Jego metodę. W ten sposób poznacie Jego Słowo. Wszystkie rzeczy wypracowują Jego wolę – wolę Ojca – zatem rozeznawanie i czynienie Jego woli posuwa naprzód proces uświęcenia. Jezus powiedział: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem". Tylko przeze mnie możecie przyjść do Ojca i stać się Jego synami, a trwanie we mnie przyniesie wam wielkie osiągnięcie celu.
Przewód wszystkich naszych błogosławieństw
Widzimy zatem, że Chrystus jest wystarczalnością, w którą nas Bóg zaopatrzył pod każdym względem. "Dzięki niemu jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością (usprawiedliwieniem), i poświęceniem, i odkupieniem (wybawieniem)" (1 Kor. 1:30). Najpierw, przez zdobycie wiedzy o Jego ofiarniczym dziele na naszą korzyść, otrzymujemy niezbędną mądrość, instrukcje i wskazówki, dzięki którym poprzez Jego zasługę możemy przyjść do Ojca. Pan Jezus jest naszą mądrością na całej długości tej drogi. Ojciec Niebieski miał chwalebny plan, jeszcze przed założeniem świata. Aluzja na ten temat została uczyniona w raju, tuż po upadku. W odpowiednim czasie Bóg przekazał dalsze informacje o tym planie przez Enocha i przez Abrahama, a jeszcze później przez Mojżesza i proroków. Ale sposób, w jaki świat miał z tego skorzystać, był ukryty, wszystko było utrzymywane w tajemnicy.
Aż do przyjścia Jezusa, droga żywota nie była otworzona, uczyniona wyraźną. To On, Chrystus, "żywot i nieśmiertelność na jaśnię wywiódł " (2 Tym. 1:10). Zanim Jezus przyszedł sedno Ewangelii nigdy nie było ogłoszone, a dużo mniej znane. Apostoł Paweł mówi, że to zbawienie, "najpierw było zwiastowane przez Pana, potem potwierdzone nam przez tych, którzy je słyszeli" (Żyd. 2:3). Nasz Pan rozpoczął o tym głosić, lecz sekret Ewangelii, jej Tajemnica, nie została w pełni objawiona wcześniej lecz dopiero po Pięćdziesiątnicy. Sam Jezus nie zrozumiał jej jasno prędzej aż został spłodzony z ducha świętego i dopiero od tego czasu zaczął stawiać nam przed oczyma drogę życia i nieśmiertelności. Nawet i wtedy Jego słowa były alegoryczne i dopiero wtedy, gdy Jego naśladowcy zostali spłodzeni z ducha świętego, byli w stanie wejść w "głębokie sprawy Boże".
Jezus naszą sprawiedliwością
Oprócz tego, że jest naszą Mądrością, Pan Jezus staje się również naszą Sprawiedliwością. Przykrywa On nasze grzechy. Przypisuje nam swoją własną sprawiedliwość, zasługę własnej ofiary. A to przypisanie doprowadza nas do stanu całkowitej sprawiedliwości – nie faktycznej, ale poczytanej, którą Bogu upodobało się uznać w sposób, jaki On zrządził.
Nasz Pan nie staje się sprawiedliwością dla wszystkich – nawet takich, którzy dają pewne baczenie na Jego słowa – lecz dla tych jedynie, którzy dochodzą do punktu zupełnej uległości wobec woli Ojca. Jest dobry powód takiego stanu rzeczy; ponieważ tylko ci, którzy ofiarowują się, aby stać się członkami Jego ciała w obecnym Wieku Ewangelii, tylko spłodzeni z ducha, skorzystaliby z usprawiedliwienia z wiary. Inni byliby teraz skazani na śmierć. W następnym wieku ci inni przyjdą do Jezusa. Lecz tylko ci, którzy przychodzą do Niego teraz aby wstępować w Jego ślady, mają usprawiedliwienie z wiary.
Jezus naszym poświęceniem [uświęceniem]
Krok ofiarowania się tych, którzy stali się uczniami Jezusa nazwany jest w Piśmie Świętym poświęceniem. Lecz to nie jest to samo poświęcenie, które przychodzi do nas przez Niego. Bóg mówi: "Poświęćcie się, a Ja poświęcę was" – to znaczy, odłączcie się, a wtedy Ja was odłączę; umieszczę was w miejscu, w którym pragniecie się znaleźć. Tak więc dla nas wszystkich, którzy przychodzimy do Ojca przez Niego, Jezus nie tylko staje się naszym usprawiedliwieniem, ale przez Niego dostępujemy także poświęcenia – zupełnego odłączenia. Jesteśmy przyjęci w Nim, a Jego łaska i orędownictwo pozwalają nam osiągnąć pełne i ostateczne uświęcenie.
Bóg odłącza nas przez spłodzenie nas z ducha świętego do nowej natury i czynienie nas perspektywicznymi członkami królewskiego kapłaństwa – perspektywicznymi członkami Ciała Pomazańca. W Piśmie Świętym jest to nazwane przedsmakiem, lub "zadatkiem" naszego dziedzictwa, którego doznamy w pełni, gdy zostaniemy przemienieni z natury ludzkiej do duchowej – "przemienieni w jednej chwili, w okamgnieniu". Ten "zadatek naszego dziedzictwa" dany nam jest z intencją naszego wzrastania w tym procesie uświęcenia, który w nas się już rozpoczął, aż do jego zakończenia. Osiągamy to przez Chrystusa.
Jezus naszym wybawieniem
Ci, którzy uczynią zadawalający postęp, posiądą przy zmartwychwstaniu pełne wybawienie z grzechu, z wszelkich niedoskonałości ciała, jak też z samego ciała – pełne wybawienie przez moc pierwszego zmartwychwstania. W taki sposób Chrystus będzie naszym wybawieniem. Wówczas osiągniemy w pełni zupełność synów Bożych na poziomie Boskim.
We wszystkich tych rzeczach Chrystus stanowi Centrum; tylko przez Niego możemy uzyskać te błogosławieństwa. Podczas gdy Ojciec je udziela, są one przekazywane przez Syna, który jest przedstawicielem Ojca. Jezus otrzymał ducha Ojca i najpierw wylał go na nas. Zostało to zilustrowane w figurze przez pomazanie najwyższego kapłana. Święty olej pomazania został wylany na jego głowę i spływał w dół po jego ciele. Jesteśmy więc namaszczeni przez naszą Głowę jako członkowie wielkiego Arcykapłana.
"Ten, który wzbudził Jezusa z martwych, wzbudzi także i nas przez Jezusa"; to znaczy, że Jezus będzie w tym aktywnym przedstawicielem. Lecz w Boskim planie są pewne zarysy, które Jezus zrealizuje we własnym imieniu, na przykład błogosławienie i podźwignięcie świata. Chociaż Ojciec jest autorem całego planu, to jednak to błogosławieństwo spłynie na świat wyłącznie przez ofiarę Syna. Chrystus przeprowadzi dzieło Wieku Tysiąclecia, a następnie przekaże ludzkość Ojcu.
Ale Jego praca dla Kościoła jest inna: "Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który według wielkiego miłosierdzia swego na nowo zrodził [spłodził] nas" (1 Piot. 1:3). To nie Syn nas spłodził, chociaż to przez Syna otrzymujemy Boską łaskę. Ceną, czyli kosztem uzyskania tej specjalnej Boskiej łaski jest ofiarowanie naszego życia. Szczególną rzeczą, którą Kościół otrzymuje bardziej bezpośrednio od Syna, jest usprawiedliwienie. Jednak i to usprawiedliwienie jest od Ojca i nie jest faktycznym usprawiedliwieniem, lecz usprawiedliwieniem przypisanym. Jest to specjalne zarządzenie Ojca dla nas, abyśmy mogli przyjść do Jego łaski już teraz, przed światem – jako pierwociny dla Boga i Baranka.
Ten cudowny Bóg jest nasz, a Jego wielki plan jest tak wspaniały, że nie jest możliwe wyrażenie tego w słowach! Serca nasze radują się z tego, że oczy nasze zostały namaszczone, aby zobaczyć te chwalebne rzeczy ukryte przed wieloma w tym Wieku Ewangelii, wiedząc jednocześnie, że wszystkie niewidzące oczy zostaną w przyszłóści otwarte, a wszystkie głuche uszy zaczną słyszeć!
"Odwracają uszy od prawdy"
Wśród przypadkowych tłumów, które słuchały Jezusa, wygłaszane przez Niego kazania wywoływały zawsze dwa przeciwne sobie efekty; jedną klasę przyciągał a drugą odtrącał. Jedni byli pełni pychy i zarozumiałości, przedkładali ciemność nad światłość, ponieważ ich czyny były złe. Zdawali sobie sprawę, że o ile przyjmą światło Prawdy, będą z konieczności zmuszeni dostosować swoje charaktery do jej prawideł. Wszyscy tacy zostali odepchnięci przez nauki Chrystusa. Gdyby Pan podjął się swego misyjnego dzieła metodami praktykowanymi dzisiaj, licząc na wparcie dobrej woli i datki od ludzi, to wsparcie to byłoby często bardzo skromne, a co najmniej bardzo zmienne.
Czasami tłumy przyjmowały Jego świadectwo, lecz później, gdy nie przestawał narzucać im potrzeby wprowadzania w życie lekcji Boskiej prawdy, opuszczały Go i za Nim nie szły (Łuk. 4:14-29). Niekiedy rzesze wprost kurczowo chwytały się Jego nauk i ludzie "dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego"; a jednak raz po raz Go opuszczali, tak że pozostała z Nim zaledwie garstka (Jan 6:60-69).
Cóż za konsternację wywołałoby to w różnych dzisiejszych kościołach, gdyby zdeklarowani ewangeliczni kaznodzieje poszli za przykładem Mistrza, by w podobny sposób ogłaszać całą radę Bożą! Jakże prędko staliby się niepopularni i zostali oskarżeni o rozbijanie kościołów! Kongregacje wielkich i modnych świątyń, rzekomo oddanych służbie Bogu i naukom Chrystusa, nie zniosłyby tego. Wyznawcy uczęszczają do nich, by rozerwać się przyjemnymi i elokwentnymi dyskursami utytułowanych dżentelmenów, którzy prawdopodobnie znają upodobania i poglądy zgromadzenia i będą głosić takie kazania, które je zadowolą. Są oni gotowi zapłacić za to, co chcą usłyszeć, lecz prawdy nie chcą.
Ci, którzy szli za Panem tylko przez krótki czas, a potem Go opuścili, przestali być oczywiście Jego uczniami i nie byli już za takich uznawani. Nie ośmielali się także dłużej twierdzić, że są Jego uczniami. Uczniem jest wychowanek, ten, co się uczy. Kiedy człowiek przestaje być studentem i wychowankiem Chrystusa, wielkiego nauczyciela, ten nie jest już Jego uczniem. Było to bardzo widoczne wtedy, gdy Pan był obecny i gdy Jego imię było wśród ludzi powodem potępienia. Później jednak, gdy Jego obecność na ziemi skończyła się, i kiedy Jego doktryny zostały bez skrupułów do tego stopnia zmieszane z ludzkimi filozofiami, że przestały być powodem do hańby i stały się faktycznie bez wartości, wtedy ludzie zaczęli twierdzić, że są Jego uczniami. Było to długo potem, gdy doktryny Chrystusa zostały całkowicie odrzucone.
Nagroda prawdziwego uczniostwa
Wyrażenie naszego Pana: "Prawdziwie uczniami moimi będziecie" sugeruje różnicę pomiędzy prawdziwymi i zaledwie nominalnymi uczniami. Jeżeli pragniemy pozostać Jego szczerymi uczniami, miejmy na uwadze zaznaczony tu warunek: "Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie". Obłuda jedynie nominalnego uczniostwa jest dla Pana obrzydliwością.
Rzeczą błogosławioną jest uczynienie pierwszego kroku w chrześcijańskim życiu – przyjęcie Chrystusa jako naszego Odkupiciela i Pana, a przez Niego, całkowite oddanie się Ojcu. Lecz nagroda za ten krok jest całkowicie zależna od naszego trwania w Jego słowie, czy przejawiamy postawę prawdziwych uczni. Skłonnością ludzkiej pychy jest odchodzenie od prostoty Boskiej prawdy oraz poszukiwanie nowych własnych teorii i filozofii lub też podpatrywanie postawy innych, którzy pragną być uważani za wielkich i mądrych według oceny tego świata.
Nagrodą za trwałe uczniostwo jest obietnica: "Poznacie prawdę". Oby nie było tak, jak z tymi, "którzy zawsze się uczą, a nigdy do poznania prawdy dojść nie mogą" (2 Tym. 3:7). Na tym polega pomyłka, którą wielu popełnia: zamiast trwać przy słowie Pana, zagłębiają się w różne ludzkie filozofie, które ignorują lub wypaczają Słowo Pańskie, i tworzą teorie przeciwne. Dla tych, którzy szukają prawdy wśród ludzkich teorii, nie ma żadnej obietnicy, że kiedykolwiek ją znajdą, i że w ogóle kiedyś znajdą.
Boska prawda znajduje się tylko w wyznaczonym przez Boga przewodzie – naszym Panu, apostołach i prorokach. Trzymanie się doktryn zawartych w natchnionych pismach proroków i apostołów, studiowanie i rozmyślanie nad nimi, ufanie im bezgranicznie, i wreszcie wierne dostosowywanie do nich naszych charakterów jest tym, co sugerują słowa: "wytrwanie w Słowie" Pana. Jest to całkowicie zgodne z baczeniem na wszelką pomoc, jaką Pan wzbudza wśród braci w ciele Chrystusowym, o czym mówi apostoł Paweł (Efez. 4:11-15; 1 Kor. 12-14). Pan zawsze wzbudzał i do samego końca będzie wzbudzał takie pomoce do budowania ciała Chrystusa; lecz obowiązkiem każdego członka jest staranne udowodnienie swojego nauczania nieomylnym Słowem.
Jeżeli w taki sposób będziemy trwać w Słowie Pańskim jako sumienni i szczerzy uczniowie, to na pewno "poznamy prawdę", będziemy "utwierdzeni w teraźniejszej prawdzie" (prawdzie na czasie), "wkorzenieni i ugruntowani w prawdzie". Będziemy "mocni w wierze", zdolni do dania "odpowiedzi każdemu domagającemu się od nas rachunku o tej nadziei, która w nas jest". Będziemy gorliwie "walczyć o wiarę raz tylko przekazanej świętym", "staczać dobry bój", "składać dobre wyznanie" i stanowczo "cierpieć złe jako dobrzy żołnierze Jezusa Chrystusa", aż do końca naszego konfliktu.
Nie dochodzimy do poznania prawdy w jednej chwili. Jesteśmy wprowadzani w prawdę stopniowo, krok za krokiem. Każdy krok musi być pewny i znaczyć określony postęp wiodący na wyższe miejsce z widokiem na dalsze osiągnięcia zarówno pod względem wiedzy, jak i ustalonego charakteru.
Prawda, w taki sposób pozyskana, staje się mocą uświęcającą, wydającą w naszym życiu swoje błogosławione owoce sprawiedliwości, pokoju, radości w duchu świętym, miłości, łagodności, wiary, cierpliwości, każdej cnoty i każdej łaski, które czas i pielęgnacja rozwijają do chwalebnej dojrzałości.
W ten sposób prawdziwy uczeń nie tylko pozna prawdę i zostanie przez nią uświęcony, ale również dozna na sobie tego, co Pan powiedział: "Prawda was wyswobodzi". Ci, którzy otrzymali prawdę, wiedzą coś z błogosławionego doświadczenia o jej wyzwalającej mocy. Gdy tylko jakakolwiek jej miara zostanie przyjęta do dobrego i szczerego serca, zaczyna ona kruszyć kajdany grzechu, ignorancji, przesądów i strachu. Przywracające zdrowie promienie prawdy przenikają najciemniejsze zakamarki naszych serc i umysłów, a tym sposobem ożywiają całą istotę; prawda pobudza nawet nasze śmiertelne ciała.
"Wejście twoich słów daje światło"
Grzech nie może znieść światła prawdy. Zatem ci, którzy otrzymali miarę światła wystarczającą do wykazania szpetoty grzechu, a mimo to nadal w grzechu żyją, tacy nieuchronnie stracą światło, ponieważ nie są światła godni. Niewiedza i przesąd muszą znikać przed tym światłem. Jakież to błogosławione uczucie, uświadomienie sobie faktu, że w ten sposób można zostać wyzwolonym! Jednak miliony wciąż znajdują się pod oślepiającym wpływem błędu. Pod wpływem tego złudzenia boją się one i okazują szacunek wobec niektórych najbardziej niegodziwych narzędzi Szatana w gnębieniu ich i upadlaniu, ponieważ narzędzia te obłudnie przypisują sobie Boskie upoważnienie. W tej sytuacji ludzie zostali zmuszeni bać się Boga, jako mściwego tyrana, który większość swoich stworzeń skazał na wieczne męki. My, którzy otrzymaliśmy prawdę, obudziliśmy się z tego okropnego koszmaru, a pęta niewoli Szatana nad nami zostały zerwane. Niech będą Bogu dzięki! Światło rozproszyło naszą ciemność.
Zostaliśmy także uwolnieni od strachu, który, jak teraz widzimy, przychodzi na świat, gdy wielkie systemy świeckie i kościelne, które tak długo rządziły światem, doznają okropnych wstrząsów. Wszyscy myślący ludzie lękają się możliwości wybuchu anarchii i terroru. Zaniepokojenie wszystkich wzmaga się w miarę gdy zbliżamy się do strasznego kryzysu, który szybko przyspiesza, i w miarę gdy niebezpieczeństwo staje się coraz bardziej widoczne. Jednak, wśród tego wszystkiego, prawdziwi uczniowie Chrystusa, którzy trwają w Jego słowie, nie boją się, ale radują się. Wiedzą bowiem, że Bożym celem dozwolenia na tę potężną burzę jest oczyszczenie moralnej atmosfery świata i że po tej burzy nadejdzie, dzięki Opatrzności, trwały pokój. Poinstruowani przez prawdę, zdają oni sobie sprawę z konieczności tej sytuacji i ufają Boskiej opatrzności, która może sprawić, że nawet gniew ludzki będzie Go chwalić, sprawi, że wszystkie rzeczy będą razem działać dla dobra.
Błogosławiona obietnica! – "Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi". Moi drodzy, obdarzeni przez Pana tak cudowną łaską, czyż nie powinniśmy w niej trwać, nie zważając na zwodnicze doktryny, ale wydając błogosławiony owoc w naszym życiu? Czyż nie powinniśmy być wierni prawdzie we wszystkich okolicznościach, broniąc jej przed każdym atakiem i znosząc urągania z jej powodu? Udowodnijmy nasze ocenę tego chwalebnego światła przez naszą lojalność i wierność, sprawując swoje zbawienie z bojaźnią i ze drżeniem.
Watch Tower 1914; R-5506
Dodał: Andrzej